niedziela, 17 czerwca 2018

„Wigilia”


24 grudnia 1923r.
Obudził mnie radosny śmiech, a potem coś lekkiego skoczyło wprost na mnie. Ja i Gabriel poderwaliśmy się, wyrwani ze snu i całkowicie zdezorientowani. Sama jeszcze dobrze się nie rozbudziłam, kiedy drobne ciałko przywarło do mojej piersi a czarne oczka Alessi odnalazły moje własne.
– No wstawaj, mamo! – ponagliła mnie mała. Chociaż jeszcze nawet nie miała roku, wyglądała na drobną pięciolatkę, bardzo zniecierpliwioną na dodatek. – Ciocia już przyszła. Mówi, że jeśli się nie pośpieszymy, nie będziemy mieli świąt – poskarżyła się, skacząc po materacu, żeby przypadkiem nie przyszło mi do głowy znowu zasnąć.
– Ciocia Isabeau gada różne bzdury, a ty nie musisz jej we wszystko wierzyć, Ali – mruknął Gabriel sennym głosem, a potem – zdrajca! – po prostu znów się położył, najwyraźniej nie zamierzając się nigdzie ruszać. – Zgaduję, że jest koło szóstej. O tej porze można spać, a nie składać innym wizyty – dodał, przy końcu nieco podnosząc głos, żeby Beau go usłyszała.
Odpowiedziało nam prychnięcie siostry Gabriela, a potem Alessia znów zaczęła skakać, tym razem rzucając się na swojego tatę; bynajmniej nie mieliśmy co liczyć na to, że uda nam się pospać.
Gabriel poderwał się bez ostrzeżenia i chwycił naszą małą córeczkę, po czym rzucił ją na łóżko i unieruchomiwszy jej rączki nad głową, zaczął ją łaskotać i wykładać, dlaczego nie powinna słuchać Isabeau. Ogólny wybuch wesołości i śmiechu, ściągnął do naszej sypialni dodatkowo Damiena. Mały stanął w progu i chwilę lustrował sytuację, po czym dołączył do nas, wpadając prosto w moje ramiona.
– Ciocia Layla też już jest – poinformował nas spokojnie.
Mój ukochany przerwał „torturowanie” Alessi i z sapnięciem, w końcu zadecydował się wstać. Na chwilę zamarłam, jak zwykle oczarowana idealnością jego ciała, bo miał na sobie jedynie spodnie – przynajmniej tyle, bo ostatnią noc spędziliśmy w nader ciekawy sposób i niezręcznie byłoby, gdyby dzieci teraz zastały nas całkowicie nagich.
Alessia, która już oczywiście zdążyła stanąć na nogi, pociągnęła mnie za rękę, zwracając na siebie moją uwagę. Uśmiechnęła się promiennie.
– Śniadanie – poprosiła, a właściwie zażądała, ale zawsze robiła to w tak uroczy i rozbrajający sposób, że nie sposób było jej odmówić. – Mam ochotę na naleśniki – dodała, zeskakując z łóżka i zaraz zniknęła na korytarzu; Damien pobiegł tuż za nią – on i siostra byli nierozłączni.
Gabriel westchnął, po czym spojrzał na mnie z uśmiechem. W końcu wygramoliłam się z łóżka i podeszłam do niego, pozwalając, żeby objął mnie ramionami i przygarnął do siebie.
– Więc co robimy? – zapytałam go, bo właściwie wcześniej nie myślałam o świętach, pomijając oczywiście prezenty. – Twoje siostry chyba postanowiły nieco uprzykrzyć nam życie – zażartowałam.
– Nic nowego – stwierdził z uśmiechem. – Poza tym, jak to co? Idziemy ubierać choinkę – dodał spokojnie, rozkładając ręce.
Jedynie się uśmiechnęłam.

Zanim się odświeżyłam i przebrałam, minęło trochę czasu, ale moje dzieci nie zamierzały czekać. Kiedy weszłam do kuchni, przekonałam się, że mała zdążyła już owinąć sobie wokół palca swoje ciotki, które właśnie kończyły szykować jej jedzenie. Jedna z nich chyba nawet zdążyła już pomóc jej się ubrać, bo Ali miała na sobie zieloną sukienkę, idealnie podkreślającą ciemny kolor jej włosów.
Na moment zamarłam w progu kuchni, zdezorientowana upływem czasu, nagle bowiem uświadomiłam sobie, że to nasze pierwsze rodzinne święta. Ostatnie spędziłam z Gabrielem na balu organizowanym przez Volturi i nie wspominałam ich najlepiej, poza tym od tamtego czasu zmieniło się naprawdę wiele.
Ciąża, zaręczyny, ślub...
Machinalnie potarłam srebrną obrączkę i z okazałym szafirem, którą miałam na serdecznym palcu. „Oczko Gabrielli”, jak nazwał krążek Gabriel, kiedy mi go dawał. Drobiazg należał kiedyś do jego matki i podobno był bardzo cenny, teraz zaś to ja byłam jego właścicielką.
– Długo się na was czeka – zauważyła Layla z figlarnym uśmiechem, który miał świadczyć o tym, że wie, jaki bożonarodzeniowy „prezent” podarował mi już jej brat. Jej głos sprowadził mnie na ziemię. – Nessie, kochana, przecież dobrze wiesz, gdzie zamierzamy zorganizować Wigilię. Tego nie zrobisz ot tak, a ja liczę na dobrą zabawę – oznajmiła, zeskakując z kuchennego blatu.
Jej błękitne oczy błyszczały i wiedziałam, że ona już ma całą wizję i właściwie nie mam nic do powiedzenia. Wyjątkowo nie miałam nic przeciwko, bo sama nie miałam pojęcia od czego powinnam zacząć i jak w ogóle się zabrać do organizacji. Wiedziałam jedynie, że prócz nas i Cullenów, miało się zejść jeszcze kilka osób – Layla chociażby zamierzała w końcu wyciągnąć Rufusa i zmusić go do tego, żeby trochę pobył w towarzystwie, zamiast non stop siedzieć w laboratorium.
Piętnaście minut później obie siostry bez trudu zagoniły Alessię i Damiena do dekoracji. Nie mieliśmy choinki w domu – Layla miała zdecydowanie lepszy pomysł, decydując się ozdobić drzewa za naszym domem i przygotować małą uroczystość w ogrodzie. Chłód w zasadzie nam nie przeszkadzał, poza tym podejrzewałam, że uda ją się uprosić o kilka sztuczek z ogniem. Jej wyczyny były niesamowite, a świąteczny klimat miał dodatkowo je uatrakcyjnić.
Esme wpadła do nas, żeby pomóc w kuchni, nawet jeśli jako wampirzyca nie zamierzała ludzkich potraw kosztować. Gabriel, Isabeau i ja postanowiliśmy pomóc dzieciom przy zawieszaniu ozdób. Przez moment z zafascynowaniem patrzyłam na Damiena, któremu szło to zdecydowanie sprawniej, bo nie używał rąk; był cierpliwszy od siostry, więc rozwijanie telepatycznych zdolności szło mu lepiej i przedmioty dookoła niego posłusznie lewitowały na miejsce, które im wyznaczył.
Alessia przyglądała się temu z zazdrością. Po chwili odłożyła bombkę, którą akurat miała w rękach i wbiła w nią wzrok, marszcząc czółko. Przez moment nic się nie działo, a potem ozdoba wystrzeliła na kilka metrów w górę, uderzyła o gałąź drzewa i rozprysła się na kawałki; drzewo zatrzęsło się, zaś zalegający na nim śnieg posypał się wprost na nic niespodziewającego się Damiena.
Ali wybuchła uroczym śmiechem, ja zaś – kiedy przekonałam się, że jej brat jest jedynie zirytowany, ale cały i zdrowy – po chwili do niej dołączyłam. Nie jako jedyna zresztą.
Damien skrzywił się, wyraźnie urażony, po czym wbił wzrok w siostrę.
I wtedy się zaczęło.
Jednym ruchem uformował śnieżną kulę, wielkości mniej więcej piłeczki golfowej i cisnął nią w siostrę. Alessia uskoczyła z piskiem i zaraz zrewanżowała mu się, używając dla zyskania na czasie rąk, a nie mocy. Damien bez trudu zablokował atak i zmienił kierunek lotu śnieżko o tyle niefortunnie, że grudka trafiła w Isabeau.
Bliźniaki zamarły, nie wiedząc czego się spodziewać. Młodsza siostra Gabriela spojrzała na nich gniewnie, wytrzepując śnieg z włosów; jej błękitne oczy wyglądały niczym zamarzniętym lód.
– No, to się doigraliście – oznajmiła groźnie i zanim którekolwiek z nas się obejrzało, goniła już swoich bratanków, dołączając się do ich bitwy na śnieżki.
Sama nie byłam pewna, kiedy ja i Gabriel zostaliśmy wciągnięci do zabawy. Dekoracje w jednej chwili zeszły na dalszy plan – pudełka mogły ewentualnie służyć jako tarcze, chociaż rzuty pół-wampirów były na tyle precyzyjne, że było mało prawdopodobne, żeby się przed nimi osłonić.
– Zdrajca! – zaprotestowałam, kiedy oberwałam od Gabriela. – Właśnie bardzo mnie zdenerwowałeś, Gabrielu Licavoli! – oznajmiłam, zwinnie niczym pantera rzucając się na ukochanego.
Wpadłam mu w ramiona i oboje wylądowaliśmy w śniegu. Nie miał większych problemów, żeby okręcić się tak, żebym wylądowała pod nim. Spoglądając w górę, widziałam śnieżki, śmigające tuż nad nami, żadna jednak nie była wstanie dosięgnąć mojego ukochanego.
Uśmiechnął się drapieżnie.
– No i co teraz, mi amore? – szepnął mi do ucha. Jego słodki oddech musnął mój policzek i sprawił, że zadrżałam. – Mam cię, więc musisz mi dać coś naprawdę wartościowego, jeśli chcesz, żebym cię wypuścił – oznajmił z uśmiechem, nachylając się nad moją szyją.
Jego wargi musnęły wrażliwą skórę na moim karku. Puls momentalnie mi przyśpieszył, czego Gabriel oczywiście był świadom. Wyraźnie usatysfakcjonowany, dotknął swoimi ostrymi zębami mojej skóry, chociaż naturalnie jej nie przegryzł, nawet gdybym tego chciała – uważał, że tej nocy oddałam mu już dość.
– A zasłużyłem sobie na prezent? – zapytałam, ledwo będąc w stanie złapać oddech. – Raczej to nie było grzeczne, kiedy rzucałeś we mnie śniegiem – oznajmiłam, udając obrażoną.
– Sama zdecyduj – odparł.
A potem mnie pocałował. Bez zastanowienia odwzajemniłam pieszczotę, zarzucając mu ręce na szyję i mocno do niego przywierając. Wsunął mi ręce pod plecy i przyciągnął do siebie jeszcze bliżej, chcąc zmniejszyć odległość między nami tak bardzo, jak to tylko możliwe. Jęknęłam i zadrżałam; momentalnie cała zapłonęłam, czując rosnące pożądanie.
Miałam już nawet pęknąć i zasugerować ukochanemu, żebyśmy wrócili do naszej sypialni, kiedy...
– Ej, towarzystwo, co to ma być! – Layla biegła do nas przez zaśnieżony trawnik. – Ja chcę to dzisiaj skończyć. Ogarnąć mi się, w tej chwili! – zakomenderowała, okręcając się na palcach, żeby móc przyjrzeć każdemu z osobna.
Isabeau, której udało się dogonić Alessię, odstawiła bratanicę na ziemię. Mała zaraz podbiegła do mnie i do Gabriela, musiałam więc się podnieść, żeby mogła się do mnie przytulić. Damien stał gdzieś z boku, kiwając się na piętach; jego mina wyrażała absolutną niewinność.
– Przyznaj się nam po prostu, Lay, że chcesz zorganizować wszystko jak najlepiej ze względu na Rufusa. – Isabeau wyszczerzyła się do siostry. – Liczysz na to, że wieczorem przemówi ludzkim głosem i zrozumiemy z jego gadki coś więcej niż tylko spójniki? – zapytała.
Layla pokazała jej język.
– Zaproś Dimitra. A właściwie zaproponuj mu, że pójdziecie razem, bo już to zrobiłam – sprostowała. – Och, no nareszcie! – dodała, bo prócz Esme w końcu pojawili się Carlisle i Edward, w towarzystwie Aldera i Cammy'ego.
– Gabriel, zejdź już z Nessie. Swoje dzieci możesz psuć, ale moje niekoniecznie – poprosiła słodkim głosem Isabeau, biorąc jednego ze swoich synów w ramiona.
Blond włosy Cammy momentalnie spojrzał na nas z zainteresowaniem, Aldero jednak wolał zająć się ganianiem Alessi, która zaraz wyrwała się z moich objęć, żeby móc się z nim pobawić.
Spąsowiałam cała i pozwoliłam, żeby Gabriel pomógł mi stanąć na nogi. Razem podeszliśmy do pozostałych, a potem pozwoliliśmy, żeby Layla ustawiła nas do piony i znów wygoniła do roboty.

Kiedy zapadł zmierzch, sad za naszym domem wyglądał... bajecznie. Layla z wprawą nabytą przez wieki, rozmieściła pomiędzy koronami drzew ogniste kule, które rzucały łagodne światło na szwedzki stół, ustawiony na samym środku. Wszystko to dawało niezwykły efekt, musiałam to przyznać.
Isabeau pilnowała dzieci, co raczej nie było łatwym zadaniem, bo Aldero wpadł na genialny pomysł zakopania brata w śniegu, co naturalnie wywołało głośne protesty Cammy'ego i ogólne rozochocenie Alessi. Widziałam, jak Damien biega za siostrą, próbując jakoś przywołać ją do porządku, co było zabawne – był przecież w jej wieku, a chwilami zachowywał się, jak ktoś zdecydowanie starszy i zbyt rozsądny na to, żeby być dzieckiem.
Usłyszałam piski i śmiechy, kiedy pomiędzy całą gromadką zmaterializował się Michael. Mogłam się spodziewać, że prędzej czy później się pojawi – oczywiste, że wiedział, co planujemy. Wciąż nie do końca go rozumiałam, ale musiałam przyznać, że zawdzięczam mu bardzo wiele, od mojego obecnego życia i rodziny, którą miałam, zaczynając.
Znów zastanowiłam się nad niezwykłością sceny, rozgrywającej się na moich oczach. Cullenowie – przynajmniej ci, którzy na tę chwilę mogli być przy mnie; mój mąż i dzieci, jego siostry oraz dzieci Isabeau. Michael, który ostatecznie stał się naszym przyjacielem. Jeśli Layla nie postanowiła zaszaleć, brakowało jedynie Dimitra i Rufusa, chociaż nie miałam pewności, czy ten ostatni zdecyduje się pojawić – czasami miałam wrażenie, że toleruje nas jedynie ze względu na Lay, którą uważał za dostatecznie inteligentną, żeby z nią rozmawiać.
– Boun gorno, bella! – usłyszałam tuż za sobą; odwróciłam się, niemal wpadając na Dimitra. – Wielki ukłon dla urodziwej organizatorki – oznajmił, ujmując moją dłoń i składając na niej pocałunek.
Wzór cnót w każdym calu, musiałam to przyznać. Wysoki i ciemnowłosy, a na dodatek doskonale wychowany – kiedy o tym myślałam, naprawdę zaczynałam się dziwić Isabeau, która uparcie mu odmawiała. Ich nieformalny romans nie miał dla mnie sensu, skoro w towarzystwie siostra Gabriela zaczynała grać niedostępną. Bała się miłości, ale podejrzewałam, że związek z Dimitrem mógłby być dla niej doskonałym lekarstwem po rozczarowaniach, których doznała w przeszłości.
– Więc oficjalnie to ja organizują wieczór, tak? – upewniłam się, uśmiechając się niepewnie.
– Oficjalnie tak słyszałem – potaknął, mrugając do mnie porozumiewawczo. – Layla chyba liczy, że jesteś osobą na tyle neutralną, że jej mały podstęp nie wyjdzie na jaw. W takim razie nie będę psuł jej planów i pójdę przywitać się z Beau... Jestem tutaj z grzeczności, naturalnie – dodał.
– Naturalnie – zgodziłam się rozbawiona; to wyjaśniało jemiołę, którą siostra Gabriela rozmieściła w strategicznych miejscach – najwyraźniej postanowiła zabawić się w swatkę.
Odprowadziłam go wzrokiem, dochodząc do wniosku, że skoro Layla zadbała o to, żebym była brana za panią wieczoru, powinnam jakoś odnaleźć się w tej roli, nawet jeśli obecni byli głównie moi najbliżsi. Wahałam się właśnie, czy nie powinnam upewnić się, czy wszystko jest na swoim miejscu, kiedy poczułam ciepłe ramiona na swoich biodrach.
– Nasz Dimitr zaczyna mnie denerwować – wymruczał mi do ucha Gabriel. – Ma skłonność do nieświadomego oczarowywania każdej kobiety, którą napotka – oznajmił mi nieco zachrypniętym głosem.
Zachichotałam.
– Gabrielu Licavoli, czyżbyś był zazdrosny? – zapytałam, okręcając się tak, by móc zarzucić mu ramiona na szyję. – Jeśli tak, bardzo dobrze. Bo ty również masz talent do mieszania kobietom w głowach, co bardzo mnie denerwuje.
Tym razem to on się zaśmiał, po czym mocniej przygarnął mnie do siebie, składając na moich ustach łagodny pocałunek. Odwzajemniłam go bez chwili wahania, przywierając do niego całym ciałem i pozwalając, żeby mnie dotykał. Jego dłonie błądziły po moim ciele, jego dotyk zaś przyjemnie rozgrzewał moje ciało, co było niezwykłym doświadczeniem do którego wciąż nie mogłam przywyknąć – Gabriel zawsze miał działać na mnie w taki sposób.
– Uwielbiam, kiedy zakładasz tę sukienkę – wyznał, opierając czoło o moje własne; krótko spojrzałam na białą, zdobioną złotą nitką kreację, która kiedyś należała do jego matki. – Jesteś śliczna. Mówiłem ci to już?
– Kilka razy – przyznałam. – Kocham cię... – dodałam, spoglądając na niego czule; wciąż nie mogłam uwierzyć, że należymy do siebie, nawet jeśli obrączka na moim palcu dobitnie o tym świadczyła.
Na moment zapomniałam o wszystkim, co działo się dookoła – o tym, że nie jesteśmy sami i że powoli zaczyna się Wigilia, która oficjalnie podobno sama organizowałam. W tym momencie świat mógłby przestać istnieć, a ja nawet bym tego nie zauważyła, jedynym końcem świata, jaki uznawałam, był bowiem moment, w którym straciłabym Gabriela albo którekolwiek z moich dzieci.
Ja jednak miałam ich wszystkich – całą trójkę – i byłam naprawdę szczęśliwa.
– Wesołych świąt, mi amore – powiedział aksamitnym, hipnotyzującym tonem, muskając wargami moje usta.
Z wrażenia na moment zupełnie nie mogłam się skupić i chociaż spróbować wydobyć z siebie głosu. Drżałam, ale nie z zimna, ale z narastającego pożądania, całkowicie oszołomiona czarem nieśmiertelnego, który trzymał mnie w swoich ramionach i którego moja reakcja wyraźnie bawiła.
Gabriel uśmiechnął się i nachyliwszy się, chciał musnąć wargami moją szyję, kiedy nagle usłyszeliśmy gdzieś obok znaczące chrząknięcie; momentalnie odskoczyliśmy od siebie.
– Nowy zwyczaj na te święta? – zagadnął nas spokojnie Rufus, zakładając ręce na piersi. – Nie wydaje mi się. Wiedziałbym, możecie mi wierzyć – zapewnił nas, uśmiechając się... przyjaźnie?
Spojrzałam na niego, rozdrażniona tym, że nam przerwał i... po prostu zamarłam, bo Rufus wcale nie przypominał Rufusa. Miałam wrażenie, że oczy mam wielkie, jak dziesięć centów, ale jakoś nie potrafiłam nad sobą zapanować, całkowicie rozbrojona zmianą w jego wyglądzie.
Na litość bogini, Layla, jesteś cudotwórczynią, pomyślałam oszołomiona. To było niesamowite, co kobieta potrafiła zrobić z mężczyzną. Znaczy, wiedziałam wcześniej, że Rufus jest przystojny, jak każdy nieśmiertelny, ale ciężko było dodać cokolwiek więcej, skoro zwykle widziałam go w pośpiesznie narzuconym kilcie i niedbale ułożonymi blond włosami.
Ale nie tego wieczoru. Dzisiaj miał na sobie doskonale skrojony czarny garnitur i musiałam przyznać, że w tym kolorze było mu do twarzy. Włosom nie miałam nic do zarzucenia, brązowe oczy zaś śledziły uważnie każdy ruch mój i Gabriela; dostrzegłam w nich wesołe ogniki, co było naprawdę miłą odmianą, bo przywykłam już do tego, ze miałam ochotę przebić partnera siostry Gabriela osinowym kołkiem przy pierwszej możliwej okazji.
Chyba pierwszy raz wyglądał po prostu jak normalny facet, a nie w połowie szalony i nieprzewidywalny, a w połowie genialny naukowiec, którego wszystkich tytułów nie byłam w stanie spamiętać. Jak na ironię, żart Isabeau chyba był prawdziwszy niż się wydawało – Rufus Prime chyba faktycznie zamierzał w te święta przemówić ludzkim głosem.
– Zamierzasz się długo tak we mnie wpatrywać, dziecko? – upewnił się; wzdrygnęłam się, momentalnie otrząsając z zamyślenia.
– Wyglądasz... inaczej – usprawiedliwiłam się, czując, że palą mnie policzki. – W pozytywnym sensie, oczywiście – dodałam pośpiesznie.
Parsknął śmiechem.
– Wiec postaraj się powstrzymać od zamachów na moje życie, dobrze? – poprosił i wiedziałam, że po części mówi poważnie. – Dzisiaj nie zamierzam na nikogo się rzucać. Panuję nad sobą, możesz być pewna – zapewnił, po czym spokojnym krokiem się oddalił.
Gabriel, który zachowywał się, jakby wtrącenie się pół-wampira nie miało miejsca, znów odwrócił mnie w swoją stronę, tym razem jednak nie zamierzałam doprowadzić się do stanu, w którym zapomniałabym o wszystkim i wszystkich.
Z figlarnym uśmiechem odsunęłam się od męża, usatysfakcjonowana rozczarowaniem w jego oczach.
– Przed nami cała noc, kochanie – przypomniałam mu. – Dzieci popadają ze zmęczenia, tego jestem pewna. Ale ja nie zamierzam szybko się położyć – dodałam, drżąc na samą myśl o tym, jakie to dawało możliwość. – Ale teraz mamy pewne zobowiązania, a przynajmniej ja – przypomniałam. – Podziękuj siostrze – podpowiedziałam mu ze śmiechem, bo to przecież Layla wkręciła mnie w organizowanie tego wieczoru.
Jeśli o siostrze Gabriela mowa, nie dało się jej przegapić. Chyba sama postanowiła zacząć uroczystość, nagle bowiem zrobiło się tak jasno, jakby był dzień. Na moment zapatrzyłam się na płomienie, które wezwała nieśmiertelna, z nabytą przez wieki wprawą zmuszała do przybierania fantazyjnych kształtów, które zachwycały wszystkich, nie tylko dzieciaki.
Alessia dosłownie wyrosła przede mną, podbiegając i przytulając się do mojego biodra. Pogłaskałam ją po ciemnych włosach, uśmiechając się.
– Ciocia Allegra dała mi prezent – oznajmiła wyraźnie zadowolona. Machinalnie rozejrzałam się dookoła, usiłując odnaleźć kobietę o złocistych włosach, matkę Isabeau i ciotkę Gabriela oraz Layli.
– Co ci dała? – zagadnął córkę Gabriel, nachylając się, żeby wziąć ją na ręce. Mała rozchyliła rączki, żeby pokazać co od jakiegoś czasu kurczowo ściskała w piąstkach. – Och...
Srebrzysty łańcuszek z zawieszką w kształcie łezki połyskiwał uroczo w blasku płomieni Layli. O ile się nie pomyliłam, kamień z którego wykonano ozdobę był dokładnie taki sam, jak ten w mojej obrączce. Wydawało mi się, że oba drobiazgi tworzyły komplet, chociaż oczywiście mogłam się mylić.
– „Łza Allegry” i „Oczko Gabrielli”. Teraz jednak możecie mnie zabić, skoro w końcu zobaczyłem oba razem. – Rufus miał chyba jakiś wyjątkowy talent do pojawiania się bez ostrzeżenia. – Klejnoty sióstr Del Vecchio to jeden z największych skarbów – stwierdził z miną znawcy.
– Allegra i Isabeau po prostu uwielbiają Alessię – uciął Gabriel, uśmiechając się czule do córki. Przytrzymał ją jedną ręką, drugą wprawnie zapinając łańcuszek na jej szyi. – A właśnie, co do Wigilii, pasowałoby powiedzieć kilka słów i dać dzieciakom prezenty – stwierdził spokojnie, stawiając Ali na ziemię; jak mogliśmy się spodziewać, mała zaraz pobiegła szukać brata i swoich kuzynów, żeby się pochwalić i opowiedzieć, co właśnie usłyszała.
Pokiwałam głową, chociaż raczej nie miałam głowy, żeby przemawiać, kiedy Rufus szturchnął mnie w ramię.
– To ode mnie – oznajmił, wciskając mi w ręce prostokątną, pośpiesznie owiniętą ozdobnym papierem paczuszkę. – Tylko nie zepsuj, bo chyba z tydzień dręczyłem Michaela, żeby wyświadczył mi przysługę. Do tej pory mnie unika – zachichotał, po czym wbił we mnie wzrok, chcąc żebym w końcu otworzyła.
Zaintrygowana, rozerwałam papier i wyjęłam prezent. Nie zdążyłam nawet dobrze przyjąć się temu, co trzymałam w rękach, kiedy czyjeś dłonie – rozgrzane i zwinne – wyrwały mi przedmiot z rąk.
– Aparat! – ucieszyła się Layla, uszczęśliwiona jak dziecko, które właśnie dostało słodycze. – Zdjęcie, robimy zdjęcie! – pisnęła. Jej radosny głos momentalnie zwrócił uwagę wszystkich obecnych. – No ruszcie się!
Nim się obejrzałam, dwie drobne istotki znalazły się w moich ramionach. Lekko jedynie oszołomiona, porwałam bliźnięta na ręce, Gabriel zaś otoczył nas ramionami, mocno przytulając.
Czując, że wszystko jest w moim życiu na swoim miejscu, uśmiechnęłam się, a chwilę później oślepił mnie flesz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz