Obudziłam się pierwsza.
Otworzyłam oczy z poczuciem, że choć ten jeden raz wszystko było na swoim
miejscu. Aż za dobrze pamiętałam sam moment zasypiania – znajome objęcia,
dodatkowy oddech i kojący głos mówiący o rzeczach, w które tak
bardzo chciałam wierzyć. To wystarczyło, skutecznie odsuwając na bok niewygodę i panujący
w nienagrzanym pomieszczeniu chłód.
Zamrugałam
nieco nieprzytomnie, po czym w pośpiechu powiodłam wzrokiem dookoła. Przez
ułamek sekundy poczułam strach – tylko na chwilę, póki nie nabrałam pewności,
że Gabriel wciąż był obok, tuląc mnie do siebie w tak zaborczy sposób, że
ledwo mogłam oddychać. Z zaciekawieniem spojrzałam na jego bladą twarz, z niejaką
ulgą odkrywać, że wyglądał na spokojnego. Chociaż tyle. Swoją drogą, bawiło
mnie to, że nawet nie drgnął, kiedy wyciągnęłam rękę, muskając palcami jego
policzek, a po chwili wsuwając palce w ciemne włosy. Zwykle sen miał
lekki, podświadomie czuwając nawet wtedy, gdy oboje byliśmy bezpieczni, ale tym
razem spał jak zabity. Po ostatnich wydarzeniach jak najbardziej mogłam to
zrozumieć.
Inna sprawa,
że nie ufałam Amelie. Nawet jeśli tylko jej zawdzięczałam to, że Gabriel wciąż
był obok, nie byłam w stanie ot tak założyć, że już wszystko było w porządku.
Nie, skoro na placu poczułam pewne rzeczy aż nazbyt wyraźnie – w tym
również to, że on mógłby…
Nie
chciałam o tym myśleć.
Zawahałam
się, przez dłuższą chwilę niepewna, co robić. Nie miałam zamiaru go budzić, ale
trwanie w jednej pozycji też nie wchodziło w grę. Nie wyobrażałam
sobie, że mogłabym ot tak znów zasnąć, zresztą nawet gdybym spróbowała, pewna
niecierpliwa istota bardzo szybko dała mi do zrozumienia, że nie mam na co
liczyć. Wywróciłam oczami, instynktownie układając dłoń na brzuchu, jakbym w ten
sposób mogła porozumieć się z nowym życiem, które nosiłam pod sercem. Kochanie, błagam cię, westchnęłam w duchu,
ale w odpowiedzi doczekałam się wyłącznie radosnego ruchu i jeszcze
większej niewygodny. Najwyraźniej dzieci faktycznie miały to do siebie, że
lubiły się rozpychać i przytulać
do nie tych narządów, do których powinny.
Tak czy siak
musiałam wstać, ale to wcale nie było takie proste. Przebudzenie u boku
męża może i było rozkoszne, ale cały romantyzm szlag trafiał, kiedy w grę
wchodziły najzupełniej ludzkie potrzeby. Spróbowałam odsunąć się od Gabriela,
ale prawda była taka, że nie miałam pojęcia, w jaki sposób wyplątać się z jego
ramion w taki sposób, by go nie obudzić. Ostatecznie poddałam się w kwestii
tego drugiego, dochodząc do wniosku, że jest mi wszystko jedno – chciałam
tylko, by w końcu mnie puścił – ale to okazało się równie problematyczne.
– Gabriel –
wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
Niewiele mi
to pomogło. No, może tyle, że poruszył się i bardziej bezceremonialnie przygarnął
do siebie. Na moment zamarłam, zwłaszcza gdy poczułam na policzku jego
przyjemnie ciepły oddech. Podejrzliwie zmrużyłam oczy, próbując określić czy
wciąż spał, czy może specjalnie się ze mną droczył, najwyraźniej nie
zamierzając tak po prostu wypuścić z łóżka.
Świetnie. W normalnym
wypadku dałabym za to wiele, gdyby nie wyjątkowo pobudzone dziecko. Miałam
wrażenie, że maleństwo reagowało na bliskość ojca, jakby jakimś cudem mogło
wyczuć, że wraz z balem zmieniło się bardzo wiele. Czułam ulgę, w końcu
w pełni świadoma tego, że faktycznie byłam w ciąży, ale i tak nie
byłam w stanie skupić się na niczym innym, prócz konieczności spaceru do
łazienki.
A potem
dotarło do mnie, że jednak było coś takiego, co rozpraszało mnie bardziej.
Przełknęłam z trudem, kiedy do głosu doszedł głód – nie na tyle silny, bym
miała problemy z zapanowaniem nad sobą, ale jednak uciążliwy. Zanim
zdążyłam zastanowić się nad tym, co robię, wbiłam spojrzenie w gardło
Gabriela, bezmyślnie wpatrując się w pulsującą pod warstwą skóry tętnicę.
– Nie
krępuj się, aniele – usłyszałam i to wystarczyło, by jeszcze bardziej
wytrącić mnie z równowagi.
Chyba krzyknęłam.
Albo po prostu miałam taki zamiar, ale to nie było ważne. W końcu oswobodziłam
się z objęć Gabriela, chyba jedynie cudem nie zsuwając się z łóżka. W pośpiechu
poderwałam się na równe nogi, stając tuż obok i zakładając ramiona na
piersiach. Oddychając szybko i płytko, z rozdrażnieniem spojrzałam na
męża – ani trochę nieprzejętego, wciąż rozespanego i spoglądającego na
mnie błyszczącymi, intensywnie czarnymi oczyma.
Zacisnęłam usta,
przez krótką chwilę mając ochotę na niego warknąć. Nie miałam pewności, czy
byłam na niego zła, a tym bardziej czy powinnam – przez hormony czasami
trudno było mi określić, co powinnam czuć. W gruncie rzeczy nie rozumiałam
bardzo wielu rzeczy, wciąż czując się jak we śnie. To ostatnie dotarło do mnie z całą
mocą, uprzytomniając, że stałam na samym środku naszej sypialni – pełnej kurzu,
nieprzyjemnie zimnej i dotychczas opustoszałej, ale jednak jak najbardziej
prawdziwej. Coś ścisnęło mnie w gardle, a ja uciekłam wzrokiem gdzieś
w bok, wciąż dziwnie oszołomiona.
Zimno mi
nie przeszkadzało. To, że w całym domu mogłoby brakować prądu czy
ogrzewania, tym bardziej. Wiek, prawda? Tak naprawdę minął cały wiek, choć dla
mnie to wciąż było nie do pojęcia. Nie na co dzień traciło się blisko sto lat
życia. Ja nawet nie miałam okazji doświadczyć tych wszystkich lat, chociaż może
tak było lepiej. Nie miałam pewności czy to egoistyczne, ale chyba zaczynałam
być wdzięczna Michaelowi za to, że po prostu przeniósł mnie w czasie,
zamiast pozwolić na to, bym przez wszystkie te lata trwała w nieświadomości,
zagubiona bardziej niż kiedykolwiek.
Ciaśniej
objęłam się ramionami, przy okazji przypominając sobie, że miałam na sobie wyłącznie
bieliznę. Postrzępiona, przesiąknięta krwią tych, których kochałam, sukienka
(albo raczej to, co z niej zostało) leżała gdzieś na podłodze, porzucona i nienadająca
się do jakiegokolwiek użytku. Zadrżałam, kiedy panujący w pokoju chłód
zaczął dawać mi się we znaki. Co prawda zimno nie było aż tak ważne, zwłaszcza
że nic nie powstrzymałoby mnie przed spędzeniem nocy akurat w tym domu,
ale pozbawiona dotyku Gabriela, odczuwałam je intensywniej niż do tej pory.
– Nessie? –
ponaglił mnie Gabriel. Troska w jego głosie wystarczyła, bym otrząsnęła się
na tyle, by jednak na niego spojrzeć. Nie byłam pewna, czy przypadkiem nie wypowiedział
mojego imienia kilkukrotnie wcześniej. – Coś nie tak?
–
Wystraszyłeś mnie – wyjaśniłam wymijająco.
Spojrzał na
mnie z zaciekawieniem. Jakoś nie wątpiłam w to, że mi nie uwierzył,
ale przynajmniej nie skomentował tego nawet słowem. Czułam, że mnie obserwował,
kiedy bez pośpiechu przeszłam przez sypialnię, ostrożnie stawiając kolejne kroki.
Mogłam
wyjść. Podejrzewałam, że nie zdziwiłoby go, gdybym na dobry początek wypadła z sypialni
i zamknęła się w łazience, by doprowadzić się do porządku. Co prawda
najpewniej czekałoby mnie tam jedno wielkie rozczarowanie, skoro nasz dom
chwilowo nie nadawał się do normalnego funkcjonowania, ale przynajmniej
zyskałabym chwilę na zebranie myśli. Istniało dość powodów, bym chciała
przynajmniej spróbować sobie wszystko uporządkować, o ile to w ogóle
było możliwe.
Nie
zrobiłam tego. W zamian po prostu przystanęłam przed stojącą w kącie
szafą, w milczeniu spoglądając w zajmujące niemalże całą powierzchnię
drzwi lustro. Ucisk w gardle przybrał na sile, bynajmniej nie dlatego, że
mogłabym wyglądać źle – to akurat nie było dla mnie zaskoczeniem. To, że byłam
blada, tym bardziej – przywykłam, zwłaszcza że zafarbowane na czarno loki
jedynie pogłębiały ten efekt. Mimo wszystko machinalnie dotknęłam loków,
przeczesując je palcami i próbując dopatrzeć się miedzianych odrostów.
Teraz, gdy mieliśmy koszmar za sobą, ten kolor wydawał mi się nienaturalny i po
prostu… niewłaściwy. Słodka bogini, byłam Renesmee, a nie Vanessą.
Uprzytomniłam
sobie, że drżę, choć nie potrafiłam stwierdzić czy to z zimna, czy przez
emocje, które nagle zaczęły wymykać mi się spod kontroli. Potarłam odsłonięte ramiona,
wzrokiem wciąż wodząc po całej swojej sylwetce. Nie interesowało mnie to, że na
sobie miałam tylko bieliznę, zwłaszcza że Gabriel był ostatnią osobą, przy której
mogłabym się wstydzić. W zasadzie w tamtej chwili nie byłam w stanie
przejąć się czymkolwiek – nie w takim stopniu, w jakim mogłabym tego
oczekiwać.
Co nie
zmieniało faktu, że wyglądałam marnie. Z poplątanymi włosami i bladą
cerą mogłabym uchodzić za ducha, nie wspominając o wciąż dostrzegalnych na
mojej skórze śladach krwi. Zmyłam tyle ile byłam w stanie, ale prawda była
taka, że marzyłam o prysznicu. O czymkolwiek, zupełnie jakby trochę
ciepłej wody i świeże ubranie mogło wystarczyć, żeby ostatecznie wszystkie
złe rzeczy poszły w niepamięć.
Pod wpływem
impulsu podeszłam do szafy, decydując się zajrzeć do środka. W powietrze wzbiło
się jeszcze więcej kurzu, kiedy w pośpiechu zaczęłam przeglądać poukładane
tam rzeczy. Na dobry początek potrzebowałam czegokolwiek, choć nagle zwątpiłam w to,
czy moja własne ubrania okażą się na mnie dobre. W normalnym wypadku nie
byłabym w stanie przytyć, ale ciąża robiła swoje.
Wciąż
czułam na sobie przenikliwe spojrzenie Gabriela. Nie zorientowałam się, w którym
momencie się poruszył, ale musiał, skoro otoczył mnie ramionami, gdy tylko
wydałam z siebie nieco zdławiony, sfrustrowany jęk.
– Co się
stało? – zaniepokoił się. Znów zadrżałam, czując ciepły oddech na karku. –
Aniele, na litość bogini…
–
Zniszczyłam ją.
Zamilkł, po
czym przez ramię zajrzał do szafy, próbując zrozumieć, z czym tym razem
miałam problem. Westchnęłam i chcąc nie chcąc wyjęłam aż nazbyt znajomą
nas oboje sukienkę. Biały materiał zdążył zżółknąć, przez wszystkie te lata
pozbawiony jakiejkolwiek ochrony. Zamrugałam kilkukrotnie, dziwnie oszołomiona i nagle
bliska płaczu. W pośpiechu przesuwałam między palcami materiał białej,
wyszywanej złotą nitką sukienki – tej, która znaczyła dla mnie tak wiele i to
nie tylko dlatego, że dostałam ją właśnie od Gabriela.
– Sukienka
mamy. – Westchnął, po czym w pośpiechu wyjął mi materiał z rąk. Nie
wydawał się zaskoczony. – Oczywiście, że powędrowała do ciebie. Czego innego
się spodziewałem?
Spojrzałam
na niego dziwnie, niepewna jak zareagować. Uniosłam brwi, kiedy Gabriel tak po
prostu odrzucił sukienkę na łóżko, zupełnie jakby nie było w niej nic
wartego uwagi.
Ujął mnie
za obie dłonie, przyciskając je do ust i obsypując kolejnymi pocałunkami.
– Co cię martwi?
To tylko sukienka – stwierdził z przekonaniem, spoglądając mi w oczy.
– Na pewno da się ją odnowić. Nie będziesz teraz płakała z tego powodu,
prawda?
– Ale…
Co miałam
mu powiedzieć? Znaczyła dla mnie wiele i wiedziałam, że dla niego również.
W końcu należała do jego matki i najwyraźniej była na tyle ważna, by
trzymał ją w dobrym stanie całe wieki, zanim oddał ją mnie. Uwielbiał ją
na tyle, bym za każdym razem pojawiła się właśnie w niej, gdy wciągał mnie
do swoich snów. To nie była „tylko sukienka”, a przynajmniej ja nie potrafiłam
ot tak przejść wobec niej obojętnie.
Gabriel bez
słowa ujął moją twarz w obie dłonie. Jego dotyk wciąż przyprawiał mnie o dreszcze,
znajomy, ciepły i wzbudzający przede wszystkim coraz to silniejszą
tęsknotę.
– Zajmę się
tym. Domem też – oznajmił z naciskiem, wciąż patrząc mi w oczy. – To
też cię martwi, prawda? To miejsce…
– Jest
nasze.
– Wiem o tym
– zapewnił bez cienia wahania. – Jest nasze. A jeśli naprawdę zamierzasz
tu ze mną zostać, niczego więcej nie potrzebuję.
Otworzyłam i zaraz
zamknęłam usta. Czułam, że zaczęliśmy krążyć wokół najważniejszego i zarazem
najmniej pożądanego tematu – a więc wspomnień. Nie pamiętał. Nie chciałam
znów mu tego wypominać, ale przecież i tak oboje wiedzieliśmy, że mimo
znajomego otoczenia i bliskości rzeczy, które należały do nas, Gabriel
wciąż czuł się obco.
A jednak
był tutaj, przy mnie, na dodatek próbując odnaleźć się w roli kogoś, kto
tak wiele dla mnie znaczył. W pamięci wciąż miałam ostatnie słowa, które wypowiedział
do mnie przed zaśnięciem i coś w ich brzmieniu sprawiało, że mimo
wszystko czułam się lepiej.
– Ciemności
nie należy ignorować… Ale kiedy jednak nadejdzie Światło, należy się nim
radować tak, jakby to był pierwszy i zarazem ostatni świt – wyszeptał,
jakby doskonale zdając sobie sprawę z tego, o czym myślałam. Najpewniej
tak właśnie było, ale nie miałam mu tego za złe. – Mój świt… – westchnął,
przygarniając mnie do siebie.
– Brzask –
poprawiłam machinalnie. – Wciąż jestem twoim brzaskiem?
Ucałował
mnie we włosy. Bez słowa wtuliłam się w niego, by po chwili zadrzeć głowę
na tyle, by spojrzeć mu w twarz. Wpatrywał się we mnie z uwagą, tak przenikliwie,
że aż poczułam się nieswojo, choć za razem momentalnie zrobiło mi się gorąco. Przyjemne
ciepło rozeszło się po całym moim ciele, skutecznie niwelując chłód i sprawiając,
że poczułam się choć trochę lepiej.
Nie
musiałam mówić mu, czego tak naprawdę oczekiwałam. Wystarczyła chwila, by znów
przygarnął mnie do siebie, w końcu wpijając się wargami w moje usta.
Nawet w tym było coś tęsknego – a przy tym tak gwałtownego, że aż
zakręciło mi się w głowie. Całował mnie łapczywie, gwałtownie i tak,
jakbym w każdej chwili mogła zniknąć, zostawiając go z niczym.
Nie zarejestrowałam
momentu, w którym Gabriel porwał mnie na ręce, chwilę później sadzając na
łóżku. Posłusznie opadłam na plecy, kiedy znalazł się nade mną, ale tym razem
zmusiłam się do tego, by trzymać go na dystans, kiedy znów przesunął się w moją
stronę.
– Mi amore… – zaoponował, ale jedynie potrząsnęłam
głową.
– Po pierwsze,
muszę się ubrać. I coś zjeść – oznajmiłam dziwnie zachrypniętym głosem. –
Na to jeszcze będziemy mieli czas.
Sądząc po spojrzeniu,
które mi rzucił, nie do końca w to wierzył. Albo raczej nie satysfakcjonowała
go perspektywa czekania.
Westchnęłam
cicho, jednocześnie układając dłoń na jego twarzy.
– Twoja
siostra – przypomniałam mu usłużnie. – Powinniśmy sprawdzić, co z Laylą.
No i nie tylko z nią – dodałam, kiedy otworzył usta, chcąc
zaprotestować. – Miasto…
– Jest w rozsypce.
Dodatkowa godzina nikogo nie zbawi – zauważył przytomnie. – A moja
ciężarna żona nie będzie sprzątać gruzów.
Prychnęłam,
nie mogąc się powstrzymać. Z drugiej strony czułam się o wiele lepiej
za każdym razem, gdy z takim przekonaniem powtarzał, że jestem jego żoną.
– Twoja
ciężarna żona – oznajmiłam z naciskiem – nie ma takiego zamiaru. Za to
wybieram, się sprawdzić, co z moimi bliskimi, zanim mój ojciec wparuje nam
do sypialni.
– Wydawało
mi się, że pamięta – przypomniał z nieco cierpkim uśmiechem Gabriel. –
Przynajmniej on, więc…
– Wciąż
może wparować nam do sypialni – ucięłam stanowczo.
Jak znałam
Edwarda, to było bardzo prawdopodobne. Nie chodziło nawet o niepamięć
Gabriela albo to, że niewiele brakowało, by ten mnie zabił. Tata po prostu się
przejmował – i to najdelikatniej rzecz ujmując. Dla niego nie miała
znaczenia ani obrączka, którą nosiłam na palcu, o perspektywie ponownego
zostania dziadkiem nie wspominając.
Gabriel
jęknął, ale nie zaprotestował, kiedy odsunęłam go od siebie. Pomógł mi usiąść,
najwyraźniej nie mogąc darować sobie możliwości dotykania mnie przy każdej
możliwej okazji. Uśmiechnęłam się blado i – niewiele myśląc – ujęłam go za
rękę, układając ją sobie na brzuchu.
– Zobacz.
Przynajmniej
ten jeden raz dziecko wykazało się zadziwiającym wręcz wyczuciem czasu. Wyraźnie
poczułam ruch i to na tyle gwałtowny, że nawet bez patrzenia na Gabriela
wiedziałam, że on również go poczuł. Wyczułam, że bardziej stanowczo przycisnął
dłoń do mojego brzucha, jakby nie dowierzając. Wciąż się uśmiechając,
spojrzałam na niego z zaciekawieniem, uważnie lustrując wzrokiem jego
bladą twarz. Właściwie nie byłam pewna, czego tak naprawdę się oczekiwałam,
ale…
Mój uśmiech
przygasł równie nagle, co wcześniej się pojawił. Mina Gabriela była dziwna i coś
mnie w niej niepokoiło, chociaż nie potrafiłam stwierdzić co i dlaczego.
Spojrzenie miał nieprzytomne, jakby wciąż nie dowierzał, zresztą byłam gotowa
przysiąc, że myślami był gdzieś daleko. Mogłam tylko zgadywać, co takiego
chodziło mu po głowie, ale i tak się zmartwiłam.
Mimowolnie
wróciłam pamięcią do tego, czego doświadczyliśmy zaledwie kilka godzin
wcześniej – do naszej walki i momentu, w którym prawie wypadłam z balkonu.
Pamiętałam jego spojrzenie, kiedy patrzył na mnie z góry, walcząc ze sobą i urokiem
Isobel. Równie dobrze pamiętałam moment, w którym po wyrazie jego twarzy
poznałam, że najpewniej tę walkę przegrał – że osobiście mnie puści, pozwalając
żebym spadła. Nawet to, że nosiłam pod sercem jego dziecko, nie okazało się
wystarczającym argumentem.
Mogłam
tylko zgadywać, jakie piekło potrafił zgotować umysł komuś, kto był aż nazbyt
świadom wszystkiego, co robił – z tym, że przecież Gabriel nie miał nad
tym kontroli. Dla mnie w kolei pewne rzeczy naprawdę nie miały znaczenia.
Może byłam naiwna, ale – na litość bogini – jak miałabym go od siebie odtrącić?
Pod wpływem
impulsu przesunęłam się bliżej, dla odmiany sama ujmując jego twarz w obie
dłonie. Drgnął i spojrzał na mnie w roztargnieniu, wyraźnie
zaskoczony.
– O czymkolwiek
myślisz, przestań – zażądałam, nawet nie zamierzając czekać na protest z jego
strony. – I powiedz mi jedną rzecz. Wiesz kim jestem?
– Co…?
Potrząsnęłam
głową. Może właśnie robiłam z siebie idiotkę, ale czułam, że miałam do
tego prawo. Kobiety w ciąży rządziły się swoimi prawami, prawda?
– Kim
jestem? – ponagliłam, nie dając za wygraną. – Po prostu to powiedz.
Wciąż
przypatrywał mi się dziwnie, z uporem milcząc. Patrzył na mnie dziwnie,
jakby jednak spodziewał się, że w każdej chwili mogłabym poderwać się na
równe nogi i uciec albo zniknąć. Chyba tego właśnie oczekiwał od momentu, w którym
– miotając się na prawo i lewo, przepraszając mnie i próbować trzymać
na dystans – odzyskał kontrolę nad tym, co robił.
Tyle że ja
nie zamierzałam odchodzić. Sądziłam, że to było jasne, ale skoro potrzebował
ode mnie konkretnego przypomnienia…
– Renesmee –
usłyszałam i to wystarczyło, by zeszło ze mnie całe napięcie. – Moja
Renesmee Cu…
– Licavoli –
wyszeptałam w tym samym momencie. – Zrób dla mnie tylko tyle, dobrze?
Zapamiętaj mnie. Zapamiętaj nas tutaj.
Tak naprawdę
niczego więcej nie potrzebowałam. Jasne, niepamięć z jego strony bolała,
ale nie miałam mu za złe czegoś, na co nie miał wpływu. Nawet gdyby wspomnienia
jakimś cudem nie miały wrócić, to wciąż nie było ważne. Z jakiegoś powodu
pokochał mnie po raz drugi, a to o czymś świadczyło, prawda? Jeśli przeznaczenie
nie istniało, jak inaczej miałam wyjaśnić to, że wszystko zawsze ciągnęło mnie
do Gabriela – i to niezależnie od czasów, w których się znalazłam.
Odnalazłam
do niego drogę, kiedy Michael bez pytania przerzucił mnie w przyszłość.
Zrobiłam dokładnie to samo, gdy wróciłam do wieku, który był mi właściwy.
Wargi
Gabriela odnalazły drogę do moich ust. Na moment zapomniałam o wszelakich
słabościach, kiedy z lekkością posadził mnie sobie na kolanach. Usiadłam
na nim okrakiem, po czym bardziej stanowczo wpiłam się w jego usta, gotowa
przysiąc, że tak naprawdę potrzebowałam tylko tego – bliskości i poczucia,
że wszystko wróciło na swoje miejsce.
– Och,
aniele… – westchnął, odsuwając się nieznacznie, by złapać oddech. Niechętnie
przyznałam, że sama też tego potrzebowałam. – Jesteś niemożliwa. A jeśli wciąż
potrzebujesz krwi…
–
Sugerujesz mi coś? – rzuciłam zaczepnym tonem, ale sama wzmianka o posoce
wystarczyła, by głód powrócił.
– Cholera,
jasne, że tak.
Prychnęłam,
co najmniej zaskoczona jego bezpośredniością. Wciąż drżałam od nadmiaru emocji,
kiedy w znaczącym geście przechylił głowę na bok, odsłaniając szyję. Zanim
zdążyłam zastanowić się nad tym, co robię, przycisnęłam usta do jego gardła, a potem…
Gabriel
zesztywniał, kiedy tak po prostu musnęłam jego skórę wargami, bynajmniej nie
zamierzając jej przegryzać.
– Szczerze
mówiąc, wolałabym, żebyś zrobił mi naleśniki – wypaliłam.
W chwili, w której
usłyszałam jego śmiech, z całą mocą dotarło do mnie, że byłam szczęśliwa.
Choć przez chwilę.
Trwając w jego
ramionach, w naszej niewielkiej, zapomnianej już prawie sypialni, naprawdę
czułam, że wszystko miało się ułożyć.
Ojej, nie planowałam tego dodatku, ale… Cóż, pre i post „Zapomniane” to takie piękne okresy, z których pomysły można czerpać garściami, więc pewnie jeszcze coś się pojawi. Jakoś mam nastrój na wspominki.Z dedykacją dla mojej Ani – bo jesteś cudowna, bo Ci ich brakowało i dlatego że dalej uważam, że jesteś dla siebie zdecydowanie zbyt surowa. A ja wiem swoje!
Racja, tak jak ostatnio rozmawiałyśmy, Zapomniane to kopalnia złota :D niby wszystko wiadomo, ale jest kilka perełek do opisania. Co niesamowite, Zapomniane są tak obszerne, a tam WCIĄŻ COŚ SIĘ DA DOPISAĆ! Chyba za to kocham tę księgę, tak pełna akcji, urocza i wciąż pełna niedopowiedzeń.
OdpowiedzUsuń