niedziela, 7 kwietnia 2019

„Zapamiętaj mnie”


Obudziłam się pierwsza. Otworzyłam oczy z poczuciem, że choć ten jeden raz wszystko było na swoim miejscu. Aż za dobrze pamiętałam sam moment zasypiania – znajome objęcia, dodatkowy oddech i kojący głos mówiący o rzeczach, w które tak bardzo chciałam wierzyć. To wystarczyło, skutecznie odsuwając na bok niewygodę i panujący w nienagrzanym pomieszczeniu chłód.
Zamrugałam nieco nieprzytomnie, po czym w pośpiechu powiodłam wzrokiem dookoła. Przez ułamek sekundy poczułam strach – tylko na chwilę, póki nie nabrałam pewności, że Gabriel wciąż był obok, tuląc mnie do siebie w tak zaborczy sposób, że ledwo mogłam oddychać. Z zaciekawieniem spojrzałam na jego bladą twarz, z niejaką ulgą odkrywać, że wyglądał na spokojnego. Chociaż tyle. Swoją drogą, bawiło mnie to, że nawet nie drgnął, kiedy wyciągnęłam rękę, muskając palcami jego policzek, a po chwili wsuwając palce w ciemne włosy. Zwykle sen miał lekki, podświadomie czuwając nawet wtedy, gdy oboje byliśmy bezpieczni, ale tym razem spał jak zabity. Po ostatnich wydarzeniach jak najbardziej mogłam to zrozumieć.
Inna sprawa, że nie ufałam Amelie. Nawet jeśli tylko jej zawdzięczałam to, że Gabriel wciąż był obok, nie byłam w stanie ot tak założyć, że już wszystko było w porządku. Nie, skoro na placu poczułam pewne rzeczy aż nazbyt wyraźnie – w tym również to, że on mógłby…
Nie chciałam o tym myśleć.
Zawahałam się, przez dłuższą chwilę niepewna, co robić. Nie miałam zamiaru go budzić, ale trwanie w jednej pozycji też nie wchodziło w grę. Nie wyobrażałam sobie, że mogłabym ot tak znów zasnąć, zresztą nawet gdybym spróbowała, pewna niecierpliwa istota bardzo szybko dała mi do zrozumienia, że nie mam na co liczyć. Wywróciłam oczami, instynktownie układając dłoń na brzuchu, jakbym w ten sposób mogła porozumieć się z nowym życiem, które nosiłam pod sercem. Kochanie, błagam cię, westchnęłam w duchu, ale w odpowiedzi doczekałam się wyłącznie radosnego ruchu i jeszcze większej niewygodny. Najwyraźniej dzieci faktycznie miały to do siebie, że lubiły się rozpychać i przytulać do nie tych narządów, do których powinny.
Tak czy siak musiałam wstać, ale to wcale nie było takie proste. Przebudzenie u boku męża może i było rozkoszne, ale cały romantyzm szlag trafiał, kiedy w grę wchodziły najzupełniej ludzkie potrzeby. Spróbowałam odsunąć się od Gabriela, ale prawda była taka, że nie miałam pojęcia, w jaki sposób wyplątać się z jego ramion w taki sposób, by go nie obudzić. Ostatecznie poddałam się w kwestii tego drugiego, dochodząc do wniosku, że jest mi wszystko jedno – chciałam tylko, by w końcu mnie puścił – ale to okazało się równie problematyczne.
– Gabriel – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
Niewiele mi to pomogło. No, może tyle, że poruszył się i bardziej bezceremonialnie przygarnął do siebie. Na moment zamarłam, zwłaszcza gdy poczułam na policzku jego przyjemnie ciepły oddech. Podejrzliwie zmrużyłam oczy, próbując określić czy wciąż spał, czy może specjalnie się ze mną droczył, najwyraźniej nie zamierzając tak po prostu wypuścić z łóżka.
Świetnie. W normalnym wypadku dałabym za to wiele, gdyby nie wyjątkowo pobudzone dziecko. Miałam wrażenie, że maleństwo reagowało na bliskość ojca, jakby jakimś cudem mogło wyczuć, że wraz z balem zmieniło się bardzo wiele. Czułam ulgę, w końcu w pełni świadoma tego, że faktycznie byłam w ciąży, ale i tak nie byłam w stanie skupić się na niczym innym, prócz konieczności spaceru do łazienki.
A potem dotarło do mnie, że jednak było coś takiego, co rozpraszało mnie bardziej. Przełknęłam z trudem, kiedy do głosu doszedł głód – nie na tyle silny, bym miała problemy z zapanowaniem nad sobą, ale jednak uciążliwy. Zanim zdążyłam zastanowić się nad tym, co robię, wbiłam spojrzenie w gardło Gabriela, bezmyślnie wpatrując się w pulsującą pod warstwą skóry tętnicę.
– Nie krępuj się, aniele – usłyszałam i to wystarczyło, by jeszcze bardziej wytrącić mnie z równowagi.
Chyba krzyknęłam. Albo po prostu miałam taki zamiar, ale to nie było ważne. W końcu oswobodziłam się z objęć Gabriela, chyba jedynie cudem nie zsuwając się z łóżka. W pośpiechu poderwałam się na równe nogi, stając tuż obok i zakładając ramiona na piersiach. Oddychając szybko i płytko, z rozdrażnieniem spojrzałam na męża – ani trochę nieprzejętego, wciąż rozespanego i spoglądającego na mnie błyszczącymi, intensywnie czarnymi oczyma.
Zacisnęłam usta, przez krótką chwilę mając ochotę na niego warknąć. Nie miałam pewności, czy byłam na niego zła, a tym bardziej czy powinnam – przez hormony czasami trudno było mi określić, co powinnam czuć. W gruncie rzeczy nie rozumiałam bardzo wielu rzeczy, wciąż czując się jak we śnie. To ostatnie dotarło do mnie z całą mocą, uprzytomniając, że stałam na samym środku naszej sypialni – pełnej kurzu, nieprzyjemnie zimnej i dotychczas opustoszałej, ale jednak jak najbardziej prawdziwej. Coś ścisnęło mnie w gardle, a ja uciekłam wzrokiem gdzieś w bok, wciąż dziwnie oszołomiona.
Zimno mi nie przeszkadzało. To, że w całym domu mogłoby brakować prądu czy ogrzewania, tym bardziej. Wiek, prawda? Tak naprawdę minął cały wiek, choć dla mnie to wciąż było nie do pojęcia. Nie na co dzień traciło się blisko sto lat życia. Ja nawet nie miałam okazji doświadczyć tych wszystkich lat, chociaż może tak było lepiej. Nie miałam pewności czy to egoistyczne, ale chyba zaczynałam być wdzięczna Michaelowi za to, że po prostu przeniósł mnie w czasie, zamiast pozwolić na to, bym przez wszystkie te lata trwała w nieświadomości, zagubiona bardziej niż kiedykolwiek.
Ciaśniej objęłam się ramionami, przy okazji przypominając sobie, że miałam na sobie wyłącznie bieliznę. Postrzępiona, przesiąknięta krwią tych, których kochałam, sukienka (albo raczej to, co z niej zostało) leżała gdzieś na podłodze, porzucona i nienadająca się do jakiegokolwiek użytku. Zadrżałam, kiedy panujący w pokoju chłód zaczął dawać mi się we znaki. Co prawda zimno nie było aż tak ważne, zwłaszcza że nic nie powstrzymałoby mnie przed spędzeniem nocy akurat w tym domu, ale pozbawiona dotyku Gabriela, odczuwałam je intensywniej niż do tej pory.
– Nessie? – ponaglił mnie Gabriel. Troska w jego głosie wystarczyła, bym otrząsnęła się na tyle, by jednak na niego spojrzeć. Nie byłam pewna, czy przypadkiem nie wypowiedział mojego imienia kilkukrotnie wcześniej. – Coś nie tak?
– Wystraszyłeś mnie – wyjaśniłam wymijająco.
Spojrzał na mnie z zaciekawieniem. Jakoś nie wątpiłam w to, że mi nie uwierzył, ale przynajmniej nie skomentował tego nawet słowem. Czułam, że mnie obserwował, kiedy bez pośpiechu przeszłam przez sypialnię, ostrożnie stawiając kolejne kroki.
Mogłam wyjść. Podejrzewałam, że nie zdziwiłoby go, gdybym na dobry początek wypadła z sypialni i zamknęła się w łazience, by doprowadzić się do porządku. Co prawda najpewniej czekałoby mnie tam jedno wielkie rozczarowanie, skoro nasz dom chwilowo nie nadawał się do normalnego funkcjonowania, ale przynajmniej zyskałabym chwilę na zebranie myśli. Istniało dość powodów, bym chciała przynajmniej spróbować sobie wszystko uporządkować, o ile to w ogóle było możliwe.
Nie zrobiłam tego. W zamian po prostu przystanęłam przed stojącą w kącie szafą, w milczeniu spoglądając w zajmujące niemalże całą powierzchnię drzwi lustro. Ucisk w gardle przybrał na sile, bynajmniej nie dlatego, że mogłabym wyglądać źle – to akurat nie było dla mnie zaskoczeniem. To, że byłam blada, tym bardziej – przywykłam, zwłaszcza że zafarbowane na czarno loki jedynie pogłębiały ten efekt. Mimo wszystko machinalnie dotknęłam loków, przeczesując je palcami i próbując dopatrzeć się miedzianych odrostów. Teraz, gdy mieliśmy koszmar za sobą, ten kolor wydawał mi się nienaturalny i po prostu… niewłaściwy. Słodka bogini, byłam Renesmee, a nie Vanessą.
Uprzytomniłam sobie, że drżę, choć nie potrafiłam stwierdzić czy to z zimna, czy przez emocje, które nagle zaczęły wymykać mi się spod kontroli. Potarłam odsłonięte ramiona, wzrokiem wciąż wodząc po całej swojej sylwetce. Nie interesowało mnie to, że na sobie miałam tylko bieliznę, zwłaszcza że Gabriel był ostatnią osobą, przy której mogłabym się wstydzić. W zasadzie w tamtej chwili nie byłam w stanie przejąć się czymkolwiek – nie w takim stopniu, w jakim mogłabym tego oczekiwać.
Co nie zmieniało faktu, że wyglądałam marnie. Z poplątanymi włosami i bladą cerą mogłabym uchodzić za ducha, nie wspominając o wciąż dostrzegalnych na mojej skórze śladach krwi. Zmyłam tyle ile byłam w stanie, ale prawda była taka, że marzyłam o prysznicu. O czymkolwiek, zupełnie jakby trochę ciepłej wody i świeże ubranie mogło wystarczyć, żeby ostatecznie wszystkie złe rzeczy poszły w niepamięć.
Pod wpływem impulsu podeszłam do szafy, decydując się zajrzeć do środka. W powietrze wzbiło się jeszcze więcej kurzu, kiedy w pośpiechu zaczęłam przeglądać poukładane tam rzeczy. Na dobry początek potrzebowałam czegokolwiek, choć nagle zwątpiłam w to, czy moja własne ubrania okażą się na mnie dobre. W normalnym wypadku nie byłabym w stanie przytyć, ale ciąża robiła swoje.
Wciąż czułam na sobie przenikliwe spojrzenie Gabriela. Nie zorientowałam się, w którym momencie się poruszył, ale musiał, skoro otoczył mnie ramionami, gdy tylko wydałam z siebie nieco zdławiony, sfrustrowany jęk.
– Co się stało? – zaniepokoił się. Znów zadrżałam, czując ciepły oddech na karku. – Aniele, na litość bogini…
– Zniszczyłam ją.
Zamilkł, po czym przez ramię zajrzał do szafy, próbując zrozumieć, z czym tym razem miałam problem. Westchnęłam i chcąc nie chcąc wyjęłam aż nazbyt znajomą nas oboje sukienkę. Biały materiał zdążył zżółknąć, przez wszystkie te lata pozbawiony jakiejkolwiek ochrony. Zamrugałam kilkukrotnie, dziwnie oszołomiona i nagle bliska płaczu. W pośpiechu przesuwałam między palcami materiał białej, wyszywanej złotą nitką sukienki – tej, która znaczyła dla mnie tak wiele i to nie tylko dlatego, że dostałam ją właśnie od Gabriela.
– Sukienka mamy. – Westchnął, po czym w pośpiechu wyjął mi materiał z rąk. Nie wydawał się zaskoczony. – Oczywiście, że powędrowała do ciebie. Czego innego się spodziewałem?
Spojrzałam na niego dziwnie, niepewna jak zareagować. Uniosłam brwi, kiedy Gabriel tak po prostu odrzucił sukienkę na łóżko, zupełnie jakby nie było w niej nic wartego uwagi.
Ujął mnie za obie dłonie, przyciskając je do ust i obsypując kolejnymi pocałunkami.
– Co cię martwi? To tylko sukienka – stwierdził z przekonaniem, spoglądając mi w oczy. – Na pewno da się ją odnowić. Nie będziesz teraz płakała z tego powodu, prawda?
– Ale…
Co miałam mu powiedzieć? Znaczyła dla mnie wiele i wiedziałam, że dla niego również. W końcu należała do jego matki i najwyraźniej była na tyle ważna, by trzymał ją w dobrym stanie całe wieki, zanim oddał ją mnie. Uwielbiał ją na tyle, bym za każdym razem pojawiła się właśnie w niej, gdy wciągał mnie do swoich snów. To nie była „tylko sukienka”, a przynajmniej ja nie potrafiłam ot tak przejść wobec niej obojętnie.
Gabriel bez słowa ujął moją twarz w obie dłonie. Jego dotyk wciąż przyprawiał mnie o dreszcze, znajomy, ciepły i wzbudzający przede wszystkim coraz to silniejszą tęsknotę.
– Zajmę się tym. Domem też – oznajmił z naciskiem, wciąż patrząc mi w oczy. – To też cię martwi, prawda? To miejsce…
– Jest nasze.
– Wiem o tym – zapewnił bez cienia wahania. – Jest nasze. A jeśli naprawdę zamierzasz tu ze mną zostać, niczego więcej nie potrzebuję.
Otworzyłam i zaraz zamknęłam usta. Czułam, że zaczęliśmy krążyć wokół najważniejszego i zarazem najmniej pożądanego tematu – a więc wspomnień. Nie pamiętał. Nie chciałam znów mu tego wypominać, ale przecież i tak oboje wiedzieliśmy, że mimo znajomego otoczenia i bliskości rzeczy, które należały do nas, Gabriel wciąż czuł się obco.
A jednak był tutaj, przy mnie, na dodatek próbując odnaleźć się w roli kogoś, kto tak wiele dla mnie znaczył. W pamięci wciąż miałam ostatnie słowa, które wypowiedział do mnie przed zaśnięciem i coś w ich brzmieniu sprawiało, że mimo wszystko czułam się lepiej.
– Ciemności nie należy ignorować… Ale kiedy jednak nadejdzie Światło, należy się nim radować tak, jakby to był pierwszy i zarazem ostatni świt – wyszeptał, jakby doskonale zdając sobie sprawę z tego, o czym myślałam. Najpewniej tak właśnie było, ale nie miałam mu tego za złe. – Mój świt… – westchnął, przygarniając mnie do siebie.
– Brzask – poprawiłam machinalnie. – Wciąż jestem twoim brzaskiem?
Ucałował mnie we włosy. Bez słowa wtuliłam się w niego, by po chwili zadrzeć głowę na tyle, by spojrzeć mu w twarz. Wpatrywał się we mnie z uwagą, tak przenikliwie, że aż poczułam się nieswojo, choć za razem momentalnie zrobiło mi się gorąco. Przyjemne ciepło rozeszło się po całym moim ciele, skutecznie niwelując chłód i sprawiając, że poczułam się choć trochę lepiej.
Nie musiałam mówić mu, czego tak naprawdę oczekiwałam. Wystarczyła chwila, by znów przygarnął mnie do siebie, w końcu wpijając się wargami w moje usta. Nawet w tym było coś tęsknego – a przy tym tak gwałtownego, że aż zakręciło mi się w głowie. Całował mnie łapczywie, gwałtownie i tak, jakbym w każdej chwili mogła zniknąć, zostawiając go z niczym.
Nie zarejestrowałam momentu, w którym Gabriel porwał mnie na ręce, chwilę później sadzając na łóżku. Posłusznie opadłam na plecy, kiedy znalazł się nade mną, ale tym razem zmusiłam się do tego, by trzymać go na dystans, kiedy znów przesunął się w moją stronę.
Mi amore… – zaoponował, ale jedynie potrząsnęłam głową.
– Po pierwsze, muszę się ubrać. I coś zjeść – oznajmiłam dziwnie zachrypniętym głosem. – Na to jeszcze będziemy mieli czas.
Sądząc po spojrzeniu, które mi rzucił, nie do końca w to wierzył. Albo raczej nie satysfakcjonowała go perspektywa czekania.
Westchnęłam cicho, jednocześnie układając dłoń na jego twarzy.
– Twoja siostra – przypomniałam mu usłużnie. – Powinniśmy sprawdzić, co z Laylą. No i nie tylko z nią – dodałam, kiedy otworzył usta, chcąc zaprotestować. – Miasto…
– Jest w rozsypce. Dodatkowa godzina nikogo nie zbawi – zauważył przytomnie. – A moja ciężarna żona nie będzie sprzątać gruzów.
Prychnęłam, nie mogąc się powstrzymać. Z drugiej strony czułam się o wiele lepiej za każdym razem, gdy z takim przekonaniem powtarzał, że jestem jego żoną.
– Twoja ciężarna żona – oznajmiłam z naciskiem – nie ma takiego zamiaru. Za to wybieram, się sprawdzić, co z moimi bliskimi, zanim mój ojciec wparuje nam do sypialni.
– Wydawało mi się, że pamięta – przypomniał z nieco cierpkim uśmiechem Gabriel. – Przynajmniej on, więc…
– Wciąż może wparować nam do sypialni – ucięłam stanowczo.
Jak znałam Edwarda, to było bardzo prawdopodobne. Nie chodziło nawet o niepamięć Gabriela albo to, że niewiele brakowało, by ten mnie zabił. Tata po prostu się przejmował – i to najdelikatniej rzecz ujmując. Dla niego nie miała znaczenia ani obrączka, którą nosiłam na palcu, o perspektywie ponownego zostania dziadkiem nie wspominając.
Gabriel jęknął, ale nie zaprotestował, kiedy odsunęłam go od siebie. Pomógł mi usiąść, najwyraźniej nie mogąc darować sobie możliwości dotykania mnie przy każdej możliwej okazji. Uśmiechnęłam się blado i – niewiele myśląc – ujęłam go za rękę, układając ją sobie na brzuchu.
– Zobacz.
Przynajmniej ten jeden raz dziecko wykazało się zadziwiającym wręcz wyczuciem czasu. Wyraźnie poczułam ruch i to na tyle gwałtowny, że nawet bez patrzenia na Gabriela wiedziałam, że on również go poczuł. Wyczułam, że bardziej stanowczo przycisnął dłoń do mojego brzucha, jakby nie dowierzając. Wciąż się uśmiechając, spojrzałam na niego z zaciekawieniem, uważnie lustrując wzrokiem jego bladą twarz. Właściwie nie byłam pewna, czego tak naprawdę się oczekiwałam, ale…
Mój uśmiech przygasł równie nagle, co wcześniej się pojawił. Mina Gabriela była dziwna i coś mnie w niej niepokoiło, chociaż nie potrafiłam stwierdzić co i dlaczego. Spojrzenie miał nieprzytomne, jakby wciąż nie dowierzał, zresztą byłam gotowa przysiąc, że myślami był gdzieś daleko. Mogłam tylko zgadywać, co takiego chodziło mu po głowie, ale i tak się zmartwiłam.
Mimowolnie wróciłam pamięcią do tego, czego doświadczyliśmy zaledwie kilka godzin wcześniej – do naszej walki i momentu, w którym prawie wypadłam z balkonu. Pamiętałam jego spojrzenie, kiedy patrzył na mnie z góry, walcząc ze sobą i urokiem Isobel. Równie dobrze pamiętałam moment, w którym po wyrazie jego twarzy poznałam, że najpewniej tę walkę przegrał – że osobiście mnie puści, pozwalając żebym spadła. Nawet to, że nosiłam pod sercem jego dziecko, nie okazało się wystarczającym argumentem.
Mogłam tylko zgadywać, jakie piekło potrafił zgotować umysł komuś, kto był aż nazbyt świadom wszystkiego, co robił – z tym, że przecież Gabriel nie miał nad tym kontroli. Dla mnie w kolei pewne rzeczy naprawdę nie miały znaczenia. Może byłam naiwna, ale – na litość bogini – jak miałabym go od siebie odtrącić?
Pod wpływem impulsu przesunęłam się bliżej, dla odmiany sama ujmując jego twarz w obie dłonie. Drgnął i spojrzał na mnie w roztargnieniu, wyraźnie zaskoczony.
– O czymkolwiek myślisz, przestań – zażądałam, nawet nie zamierzając czekać na protest z jego strony. – I powiedz mi jedną rzecz. Wiesz kim jestem?
– Co…?
Potrząsnęłam głową. Może właśnie robiłam z siebie idiotkę, ale czułam, że miałam do tego prawo. Kobiety w ciąży rządziły się swoimi prawami, prawda?
– Kim jestem? – ponagliłam, nie dając za wygraną. – Po prostu to powiedz.
Wciąż przypatrywał mi się dziwnie, z uporem milcząc. Patrzył na mnie dziwnie, jakby jednak spodziewał się, że w każdej chwili mogłabym poderwać się na równe nogi i uciec albo zniknąć. Chyba tego właśnie oczekiwał od momentu, w którym – miotając się na prawo i lewo, przepraszając mnie i próbować trzymać na dystans – odzyskał kontrolę nad tym, co robił.
Tyle że ja nie zamierzałam odchodzić. Sądziłam, że to było jasne, ale skoro potrzebował ode mnie konkretnego przypomnienia…
– Renesmee – usłyszałam i to wystarczyło, by zeszło ze mnie całe napięcie. – Moja Renesmee Cu…
– Licavoli – wyszeptałam w tym samym momencie. – Zrób dla mnie tylko tyle, dobrze? Zapamiętaj mnie. Zapamiętaj nas tutaj.
Tak naprawdę niczego więcej nie potrzebowałam. Jasne, niepamięć z jego strony bolała, ale nie miałam mu za złe czegoś, na co nie miał wpływu. Nawet gdyby wspomnienia jakimś cudem nie miały wrócić, to wciąż nie było ważne. Z jakiegoś powodu pokochał mnie po raz drugi, a to o czymś świadczyło, prawda? Jeśli przeznaczenie nie istniało, jak inaczej miałam wyjaśnić to, że wszystko zawsze ciągnęło mnie do Gabriela – i to niezależnie od czasów, w których się znalazłam.
Odnalazłam do niego drogę, kiedy Michael bez pytania przerzucił mnie w przyszłość. Zrobiłam dokładnie to samo, gdy wróciłam do wieku, który był mi właściwy.
Wargi Gabriela odnalazły drogę do moich ust. Na moment zapomniałam o wszelakich słabościach, kiedy z lekkością posadził mnie sobie na kolanach. Usiadłam na nim okrakiem, po czym bardziej stanowczo wpiłam się w jego usta, gotowa przysiąc, że tak naprawdę potrzebowałam tylko tego – bliskości i poczucia, że wszystko wróciło na swoje miejsce.
– Och, aniele… – westchnął, odsuwając się nieznacznie, by złapać oddech. Niechętnie przyznałam, że sama też tego potrzebowałam. – Jesteś niemożliwa. A jeśli wciąż potrzebujesz krwi…
– Sugerujesz mi coś? – rzuciłam zaczepnym tonem, ale sama wzmianka o posoce wystarczyła, by głód powrócił.
– Cholera, jasne, że tak.
Prychnęłam, co najmniej zaskoczona jego bezpośredniością. Wciąż drżałam od nadmiaru emocji, kiedy w znaczącym geście przechylił głowę na bok, odsłaniając szyję. Zanim zdążyłam zastanowić się nad tym, co robię, przycisnęłam usta do jego gardła, a potem…
Gabriel zesztywniał, kiedy tak po prostu musnęłam jego skórę wargami, bynajmniej nie zamierzając jej przegryzać.
– Szczerze mówiąc, wolałabym, żebyś zrobił mi naleśniki – wypaliłam.
W chwili, w której usłyszałam jego śmiech, z całą mocą dotarło do mnie, że byłam szczęśliwa. Choć przez chwilę.
Trwając w jego ramionach, w naszej niewielkiej, zapomnianej już prawie sypialni, naprawdę czułam, że wszystko miało się ułożyć.
Ojej, nie planowałam tego dodatku, ale… Cóż, pre i post „Zapomniane” to takie piękne okresy, z których pomysły można czerpać garściami, więc pewnie jeszcze coś się pojawi. Jakoś mam nastrój na wspominki.
Z dedykacją dla mojej Ani – bo jesteś cudowna, bo Ci ich brakowało i dlatego że dalej uważam, że jesteś dla siebie zdecydowanie zbyt surowa. A ja wiem swoje!

1 komentarz:

  1. Racja, tak jak ostatnio rozmawiałyśmy, Zapomniane to kopalnia złota :D niby wszystko wiadomo, ale jest kilka perełek do opisania. Co niesamowite, Zapomniane są tak obszerne, a tam WCIĄŻ COŚ SIĘ DA DOPISAĆ! Chyba za to kocham tę księgę, tak pełna akcji, urocza i wciąż pełna niedopowiedzeń.

    OdpowiedzUsuń