wtorek, 17 września 2019

„Anioł” [1/?]

– Wszystko w porządku?
Layla skinęła głową. Uśmiechnęła się, ale było w tym geście coś wymuszonego, o wiele mniej entuzjastycznego niż zazwyczaj. Nawet nie spojrzała mu w oczy, choć w normalnym wypadku właśnie tego by się po niej spodziewał. Gdyby faktycznie było w porządku, jej tęczówki lśniłyby, a twarz promieniała.
Tyle że już od jakiegoś czasu nic nie było takie jak powinno. Gabriel nie był naiwny, a tym bardziej nie przyszłoby mu do głowy, że wyrwanie się z domowego piekła sprawi, że w magiczny sposób sprawy zaczną się układać tak jak powinny, ale mimo wszystko spodziewał się czegoś więcej. Na pewno chciał tego dla Layli, wciąż mając nadzieję, że teraz, gdy byli z daleka od ojca, dziewczyna w końcu zacznie się uśmiechać.
Udało się, prawda? Uciekli. I wylądowali w samym środku niczego, ale czy to było aż takie złe?
Z powątpiewaniem powiódł wzrokiem dookoła. Drzewa rosły gęsto, jednak Gabrielowi i Layli było to na rękę. Trzymanie się w cieniu, daleka od drogi i pobliskich miast, wydawało się najrozsądniejszym posunięciem. To, że już od dłuższego czasu nie podążali żadną konkretną ścieżką, również wydawało się właściwe. Konfrontacja z kimkolwiek, również ludźmi, nie brzmiała jak najlepszy pomysł na świecie.
Problem polegał na tym, że nie mieli planu. No, może poza myślą, która towarzyszyła im od chwili opuszczenia Chianni, a która sprowadzała się do prostego: „gdziekolwiek, byleby jak najdalej od niego”. Na początek musiało wystarczyć, choć z każdym kolejnym dniem Gabriel wyraźniej widział, że uwolnienie się od Marco wcale nie będzie takie proste. To nic, że zostawili go gdzieś daleko za sobą i – przynajmniej na razie – nic nie wskazywało na to, żeby ojciec planował ruszyć im śladem. Gabriel nie miał pewności, co stałoby się, gdyby jednak do tego doszło, ale miał złe przeczucia. Jakoś nie wątpił, że dwójka dopiero co wchodzących w dorosłość dzieciaków nie miałaby szansy z doświadczonym wampirem, zwłaszcza rozeźlonym po tym, co stało się podczas ostatniego… spotkania.
Och, rozeźlony! Jakby w ogóle miał do tego prawo. Jakby ten potwór mógł wymagać od nich czegokolwiek więcej…
Gabriel zacisnął dłonie w pieści – tylko na chwilę, bo zaraz zmusił się do poluzowania uścisku. Mimo wszystko i tak wyczuł ruch u swojego boku, a chwilę później siostra ujęła go za ramię, jak gdyby nigdy nic wtulając się w jego bok. Westchnął, po czym przygarnął ją do siebie, momentalnie się uspokajając. Jasne, że zauważyła. Zawsze wyczuwała, kiedy zaczynał się denerwować – czy to za sprawą więzi, czy też własnych obserwacji. Wciąż próbował znaleźć sposób na odcięcie się, by dodatkowo nie dręczyć bliźniaczki zmiennymi nastrojami, ale przez ostatnie dni żadne z nich nie miało do tego głowy. Zmęczenie coraz bardziej dawało im się we znaki, a narastające pragnienie wyraźniej niż cokolwiek innego dawało do zrozumienia, że prędzej czy później dalsze unikanie miast i ludzi przestanie być możliwe.
Kątem oka spojrzał na bladą twarz siostry. Może chodziło właśnie o to – brak krwi połączony z trwającym już zbyt długo, niekończącym się marszem. Co prawda Layla zaprzeczała, rzadko godząc się na dłuższy postój, ale Gabriel czuł, że powinni coś zmienić. Ile można było błądzić? Tydzień? Dwa? Odeszli wystarczająco daleko, by nie ryzykować kolejnego spotkania z Marco. To przynajmniej sobie wmawiał, próbując uwierzyć, że gdyby ojciec miał ich dopaść, doszłoby do tego już wkrótce po ich ucieczce. Może odpuścił, a może los jednak okazał się dla nich na tyle łaskawy, by raz a dobrze posłać tego bydlaka tam, gdzie było jego miejsce – prosto do piekła. Co prawda w to Gabriel nie potrafił uwierzyć, ale tej odrobiny naiwnej nadziei potrzebował każdy.
Tak czy siak, z każdym dniem widział, że powinni coś zmienić. Zatrzymać się, ułożyć plan, zapolować. Panowanie nad mocą wciąż przypominało bardziej loterię niż cokolwiek innego, ale się starał. Jeśli wszystko dobrze by poszło, mógłby zmanipulować jakiegoś człowieka na tyle, by Layla mogła się posilić. Na więcej nie liczył, bo jakoś nie wątpił, że straciłby kontrolę w chwili, w której przyszłoby mu skosztować krwi. Głód i trzymanie w ryzach umiejętności, które dopiero co poznawał, zdecydowanie nie szły ze sobą w parze. Co nie zmieniało faktu, że mógłby przysłużyć się bliźniaczce, by nie zmuszać jej do czegoś, czego tak bardzo nie chciała: zabijania. Ta dziewczyna zdecydowanie nie była kimś, kogo chciał zobaczyć z krwią na rękach.
Inna sprawa, że znów czuł… to. Nawet nie potrafił tego nazwać, ale wiedział już, że było niebezpieczne – ten dziwny, niezrozumiały dla niego głód. Tak przynajmniej sądził, bo uczucie niezmiennie dawało mu się we znaki. Potrzebował czegoś, ale wiedział już, że nie chodziło o krew. O tym jednym zdążył się już akurat przekonać, choć siostra nie miała pojęcia o incydencie sprzed kilku dni. O tym, że gdy spadała…
W pośpiechu odrzucił od siebie niechciane myśli.
Nieważne. Cokolwiek zrobił, nie musiał jej tym zadręczać. Nie chciał wciągać bliźniaczki w coś, co już i tak wystarczająco przytłaczało jego. Wystarczyło, że Layla snuła się jak cień, nie wspominając o licznych koszmarach i każdym krzyku, który wyrywał się z jej ust, gdy już wyrywała się z letargu. Zwłaszcza to drugie doprowadzało Gabriela do szału, sprawiając, że miał wielką ochotę zawrócić, dotrzeć prosto do domu, a potem dokończyć to, co zaczął. Nieważne czy miałby z ojcem jakiekolwiek szansę. Jeśli tylko w ten sposób mógłby zapewnić Layli w końcu spokój, byłby gotów zaryzykować.
Marco wciąż ją dręczył. Wypełniał umysł nawet wtedy, gdy fizycznie nie przebywał obok. Był niczym cień, który dręczył ich oboje, zaprzeczając temu, że cokolwiek mogłoby wrócić do normy. Gabriel wyczuwał to wyraźnie za każdym razem, gdy Layla wzdrygała się, gdy coś gwałtowniej poruszył się między drzewami – choćby tylko przebiegające zwierzę. Drżała, kiedy przed zaśnięciem zdarzało jej się usłyszeć coś tak mało istotnego, jak chociażby poruszane wiatrem liście. Dostawała palpitacji serca, gdy przypadkiem bratu zdarzało się podejść do niej zbyt szybko albo tak, że wcześniej tego nie zauważyła.
Ojciec był z nią zawsze i wszędzie, nawet wtedy, gdy zamykała oczy. I właśnie za to Gabriel jeszcze bardziej go nienawidził.
– Nie lubię tego twojego spojrzenia – usłyszał tuż przy uchu.
Wzdrygnął się, po czym przeniósł wzrok na siostrę. Dopiero wtedy odkrył, że Layla obserwowała go z uwagą, nie pierwszy raz wydając sobie doskonale wiedzieć, co działo się w jego głowie. Rozumiała to nawet wtedy, gdy nie mówił niczego wprost albo wydawało mu się, że kontrolował się wystarczająco dobrze, by niepotrzebnie jej nie denerwować.
– Jakiego? – rzucił, siląc się na beztroski uśmiech. Nerwowym gestem przeczesał włosy palcami, próbując jakkolwiek rozproszyć jej uwagę. – Nieważne. Chcesz się zatrzymać?
– Hm…
Przez jej twarz przemknął cień. Wzdrygnęła się, po czym poderwała głowę, by spojrzeć na skrawki nieba, przebijającego się przez rozciągający się tuż nad nimi baldachim gałęzi i liści. Zmierzchało, a wkrótce miało zrobić się całkiem ciemno. Noc przychodziła coraz szybciej, niosąc ze sobą wyłącznie przenikliwe zimno – oznaki zbliżającej się zimy. Co prawda temperatura nie dawała im się we znaki aż tak jak ludziom, ale na dłuższą metę chłód był problematyczny.
Gabriel czuł, że szli zdecydowanie zbyt długo. Już nawet nie mieli pewności, gdzie się znajdowali, zresztą taka informacja niewiele by pomogła. Znów pomyślał o tym, że potrzebowali planu i jakiegoś konkretnego celu, ale to musiało zaczekać przynajmniej do rana. Na tę chwilę miał jak zwykle do zaoferowania siostrze tylko jedno: jakieś względnie bezpieczne miejsce, gdzie mogli pokusić się o rozpalenie niewielkiego ogniska. A potem jak zwykle mógłby próbować czuwać i modlić się o to, by choć jeden raz spokojnie przespała noc.
Jej spojrzenie jasno uświadomiło mu, że myślała o tym samym – o koszmarach i czuwaniu. Otworzyła i zaraz zamknęła usta, w pośpiechu uciekając wzrokiem gdzieś w bok. Palce mocniej zacisnęła na jego ramieniu, jedynie utwierdzając Gabriela w przekonaniu, że sen był ostatnim, o czym chciała myśleć. Podświadomie czekał aż tradycyjnie zacznie protestować i szukać wymówki, by odsunąć postój choćby tylko o godzinę, dokładnie jak co wieczór. To też już stało się ich codziennym rytuałem – niewielka kłótnia o to gdzie i czy w ogóle się zatrzymywać.
Tyle że tego dnia Layla nie zaprotestowała.
– Okej – szepnęła w zamian, tak cicho, że początkowo ledwo ją zrozumiał.
Uniósł brwi, ale nie skomentował uległości w żaden sposób. Obserwował ją, kiedy odsunęła się, by bez pośpiechu przejść jeszcze kilka kroków. Zatrzymała się, a chwilę później usiadła na ziemi, krzyżując nogi. Jasne, poplątane loki opadły je na twarz, kiedy pochyliła głowę i wbiła wzrok w bliżej nieokreślony punkt przestrzeni.
– Lay? – rzucił z powątpiewaniem. Nie mógł pozbyć się wrażenia, że coś było nie tak.
– Jestem zmęczona. – Wzruszyła ramionami. – I tak będziemy musieli się zatrzymać. Najwyżej jutro ruszymy wcześniej.
– Na pewno… – zaczął, ale jedno jej spojrzenie wystarczyło, żeby zamknąć mu usta.
– Myślałam, że będzie ci to na rękę. I tak zaraz powiedziałbyś, że powinnam odpocząć. – Westchnęła, po czym wysiliła się na blady uśmiech. – Nie przejmuj się mną, braciszku. Zresztą ciągle powtarzasz mi, że jesteśmy wystarczająco daleko… To już dwa tygodnie, prawda?
Nie do końca przekonały go jej wyjaśnienia. Z drugiej strony, to były jego słowa – wszystkie te argumenty i zapewnienia, które padały z jego ust za każdym razem, gdy siostra zaczynała panikować. Powtarzał je tak wiele razy, że w którymś momencie sam zaczął w nie wierzyć. To, że i Layla mogłaby oswoić się z sytuacją na tyle, by przestać wzbraniać się przed postojem, wydawało się dość prawdopodobne. Może nawet powinien być za taki stan rzeczy wdzięczny.
Inna sprawa, że potrzebowali odpoczynku. Tego i krwi. Prędzej czy później zmęczenie musiało dosięgnąć również ją, zwłaszcza po tych wszystkich nieprzespanych nocach.
– Jak sobie życzysz.
Posłała mu uśmiech – jeden z piękniejszych, na jakie było ją stać – ale wcale nie poczuł się uspokojony. Wydawała się cicha i odległa, inna niż zazwyczaj. Raz po raz przyłapywał się na tym, że obserwował ją, gdy tak po prostu siedziała na ziemi, podczas gdy on zajął się przygotowywaniem miejsca na ognisko. W zasadzie chodziło bardziej o światło niż faktyczne ciepło, choć lęk przed ciemnością wydawał się niedorzeczny. Gabriel zdążył przekonać się, że potwory istniały nawet wtedy, gdy dookoła panowała całkowita jasność.
Layla przesunęła się bliżej płomieni, gdy tylko te pojawiły się na swoim miejscu. Wskrzeszony ogień szybko zajął pośpiesznie ułożone w niezgrabny stos gałązki i suche liście. Jej policzki zaróżowiły się, kiedy nachyliła się ku płomieniom, przypatrując im z taką uwagą, jakby pierwszy raz przyszło jej siedzieć przy ognisku. Iskierki zatańczyły w błękitnych oczach – nagle skupionych, zdradzających tylko i wyłącznie fascynację.
– Jest piękny – wyrwało jej się. – Ogień – dodała, podchwyciwszy zdezorientowane spojrzenie brata. – Myślałeś tak o tym kiedyś? Płomienie… są piękne.
– Ty we wszystkim dostrzegasz piękno – zauważył, wznosząc oczy ku górze.
Dziewczyna energicznie potrząsnęła głową.
– Wcale nie. Dlaczego mam wrażenie, że sobie ze mnie żartujesz? – żachnęła się.
Przez moment zabrzmiała bardziej jak Layla, którą znał. Z zarumienionymi od ciepła policzkami i tym bystrym spojrzeniem wyglądała lepiej niż przez ostatnie godziny, kiedy to snuła się niczym cień, po prostu podążając przed siebie. Gabriel nie myślał o tym wcześniej, ale gdy zaczął analizować zachowanie siostry, dostrzegł w nim coś dziwnego. Wydawała się słabsza, bardziej anemiczna i nienaturalnie cicha, a to zdecydowanie nie zdarzało jej się na co dzień.
To zmęczenie… Oboje jesteśmy zmęczeni.
Teraz już nie miał co do tego wątpliwości. Potrzebowali zmian i podjęcia konkretnej decyzji. Musiał porozmawiać z Laylą i zadecydować, co dalej, ale z tym zdecydował się zaczekać do rana.
Udało mu się wysilić na szczery uśmiech. Przysiadł przy bliźniaczce, po czym zachęcająco wyciągnął ku niej ramiona, pozwalając, by się w niego wtuliła. Choć dookoła panował chłód (dopiero siedząc w pobliżu ognia, uświadomił sobie jaki był przemarznięty), Layla okazała się zaskakująco ciepła. Mimo wszystko zaskoczyło go to, że tak szybko zdążyła się ogrzać – i to pomimo tego, że wcześniej niemalże siedziała na palenisku, zupełnie jakby bijący od płomieni żar nie robił na niej wrażenia.
– Ani trochę – odpowiedział z opóźnieniem, jakby od niechcenia bawiąc się jasnymi włosami siostry. – Uważam, że to urocze.
Parsknęła w odpowiedzi. Mimo wszystko kąciki jej ust drgnęły, z wolna unosząc ku górze. Spojrzenie znów powędrowało ku płomieniom – radośnie trzaskającym na palenisku i tym wyraźniejszym, w miarę jak dookoła zaczynało robić się ciemno.
Gabriel nie przepadał za zachodami słońca. Znacznie bardziej niecierpliwie wyczekiwał świtu, niemalże z ulga przyjmując moment, w którym pierwsze promienie słońca rozpraszały ciemność. Brzask niezmiennie kojarzył m się z jakże wyczekiwanym początkiem czegoś, czego oboje z siostrą potrzebowali – i na co czekał nawet mimo tego, że jak na razie kolejne dni przyniosły co najwyżej dalsze błądzenie bez celu.
– Pomyśl tylko… Ogień jest taki spokojny. – Cichy głos Layli wystarczył, by znów skupił całą uwagę na siostrę. Leżała z głową ułożoną na jego kolanach, uważnie wpatrując się w płomienie. – Jest cichy, ciepły i wystarczająco groźny, by każdy trzymał się od niego z daleka… To głupie, że czuję się przez to bezpieczna.
Wciąż raz po raz przeczesywał jej włosy palcami – raz, drugi, trzeci, w stałym rytmie przesuwając dłoń do w górę, to w dół. Tylko jemu Layla mogła na to pozwolić.
– Jesteś bezpieczna – powiedział w końcu, ostrożnie dobierając słowa. – Teraz już tak, zwłaszcza ze mną.
– Nie w tym rzecz…
Coś w jej tonie go ubodło, choć sam nie był pewien dlaczego. Z jakiegoś powodu Layla brzmiała niemalże na rozczarowaną, jakby odpowiedź, która padła z ust jej bliźniaka, nie była tą, której od niego oczekiwała.
– Więc o co chodzi? – zapytał wprost, siląc się na cierpliwość. – Lay…
Urwał, kiedy zadrżała i skuliła się na jego kolanach. Zwłaszcza wtedy przypominała dziecko, którym poniekąd wciąż była. Cóż, oboje byli, nawet jeśli wciąż to właśnie w siostrze – to nic, że starszej o tych całych pięć minut – widział wystraszoną, zagubioną dziewczynkę, od której zdecydowanie zbyt szybko zaczęto wymagać dorosłości.
– Sama nie wiem. Tak sobie tylko gdybam. Nie przejmuj się mną.
Gdyby to było takie proste! Gabriel zawahał się, bynajmniej nieuspokojony słowami siostry. Spojrzał na nią, mając nadzieję, że Layla doda coś więcej, ale dziewczyna nie odezwała się nawet słowem. Po prostu znieruchomiała w jego ramionach, wciąż jak urzeczona wpatrując się w ogień. Nie miał pojęcia skąd ta nagła wylewność i rozwodzenie się nad płomieniami, ale koniec końców uznał, że to wciąż lepsze niż gdyby miała zadręczać się ojcem. Jeśli znajdowała spokój akurat w takim postrzeganiu ognia, nie zamierzał protestować.
Nie był pewien jak długo siedzieli w ciszy, a tym bardziej ile czasu minęły, nim zorientował się, że Layla zasnęła. Jej ciało rozluźniło się, ale nie na tak, jak mógłby tego oczekiwać. Gabriel był w stanie wyczuć znajome, wciąż towarzyszące bliźniaczce napięcie – niespokojne oczekiwanie na coś, czego z łatwością mógł się domyślić. W momencie, w którym jego siostra zasypiała, kontrolę znów przejmował Marco. Layla nieświadomie go wyczekiwała, będąc niczym spłoszone, przygotowane do ucieczki zwierzę – tyle że nie miała szans umknąć czemuś, co działo się przede wszystkim w jej głowie.
Mięśnie Gabriela znów mimowolnie się napięły. Gniewnie zmrużył oczy, po czym wbił spojrzenie w ogień. W przeciwieństwie do Layli wcale nie poczuł się dzięki temu lepiej; w tamtej chwili zdecydowanie nie czuł ani spokoju, ani jakiegokolwiek poczucia bezpieczeństwa.
– Och, sis… – westchnął, przenosząc spojrzenie na twarz dziewczyny.
Coś ścisnęło go w gardle. Na ułamek sekundy zamknął oczy, próbując pozbyć się niechcianych myśli i odsunąć od siebie… Cóż, to. Cholernie dziwne pragnienie, które nagle znów doszło do głosu, sprawiając, że zwrócił uwagę na inny rodzaj ciepła niż ten, który wiązał się z płomieniami czy pulsowaniem krążącej w ciele Layli krwi. Gdzieś w tym wszystkim Gabriel wyczuwał inny, bardziej złożony rodzaj głodu, który z takim uporem próbował od siebie odsunąć.
Nie zrobi tego. Nie znowu. A już zwłaszcza nie zaryzykuje, że miałoby paść akurat na nią.
Zaklął w duchu, w ostatniej chwili powstrzymując przed poderwaniem na równe nogi. W zamian z największą ostrożnością zsunął Laylę z kolan, po czym ułożył ją na ziemi. Drgnęła, ale nie otworzyła oczu, po chwili znów zapadając w sen. Skuliła się, ciasno obejmując ramionami i jakby przesuwając bliżej ognia – wprost ku wciąż palącym się równo, strzelającym ku górze płomieniom. Cienie zatańczyły na jej twarzy, zwłaszcza gdy Gabriel przesunął się, ostrożnie zwiększając dzielący go od siostry dystans.
Żałował, że nie miał czegoś, czym mógłby dziewczynę okryć. Z domu wyszli jak stali, a kolejne dni spędzili w lesie, z uporem unikając jakichkolwiek otwartych przestrzeni. Początkowo miało to sens, ale na dłuższą metę błąkanie się nie było ani dobre, ani tym bardziej możliwe do ciągnięcia w nieskończoność. No i to zdecydowanie nie brzmiało jak coś, czego chciał dla Layli. Dziewczyna potrzebowała czegoś więcej – bezpiecznego, ciepłego kąta, a nie skrawka zimnej ziemi gdzieś w środku lasu. Problem polegał na tym, że Gabriel nie miał pojęcia, jak miałby jej to zapewnić. Ba! Myśląc o tym dziwnym głodzie, zaczynał wątpić w to, czy w ogóle była przy nim bezpieczna.
– Coś wymyślę – mruknął, po czym skrzywił się, nie mogąc pozbyć wrażenia, że tych kilka słów było niczym więcej, aniżeli po prostu wierutnym kłamstwem.
Same słowa zabrzmiały dziwnie nienaturalnie i pusto w panującej ciszy. Layla nawet nie drgnęła, pogrążona we śnie. Wyglądała na kruchą, przestraszoną i tak bardzo nie na miejscu – nie tam, gdzie powinna się znajdować. Wylądowali pośrodku pustki, co było tylko trochę lepsze od krycia się po kątach w rodzinnym domu. O ile rezydencja w Chianni w ogóle zasłużyła na to miano.
Plan… Potrzebowali planu. Jakiegokolwiek miejsca, do którego mogliby się udać.
Wiedział, że mama miała siostrę. O Allegrze słyszał niewiele, co najwyżej to, że były z Gabriellą bliźniaczkami i pokłóciły się na tyle poważnie, by zerwać kontakt. Cóż, przynajmniej tyle raczył zdradzić Marco, chociaż Gabriel nie miał pewności, na ile pod tym względem mógł ufać ojcu. Gdyby tylko mógł, chętnie zanegowałby wszystko, co kiedykolwiek padło z ust tego wampira – i to zwłaszcza w sytuacjach, w których wampir zachowywał się w ten nieznośny, normalny sposób. Gabriel nie znosił zwłaszcza wspominała momentów, w których Marco postępował tak, jakby mu zależało – i to tylko po to, by po chwili znów wszystko spieprzyć.
Tak czy siak, gdzieś tam była Allegra. Tylko co z tego, skoro przez te wszystkie lata ciotka nie dała żadnego znaku życia? Nie pojawiła się, by zobaczyć, co się dzieje, choć przecież mogła – przyjść znikąd, trochę jak anioł, którego przysłano tylko po to, by wyrwać parę siostrzeńców z piekła. Gdyby to zrobiła…
Jednak Gabriel od dawna nie wierzył w takie zakończenie. Po takim czasie nie potrzebowali ani Allegry, ani czyjejkolwiek łaski.
Teraz był tylko on i Layla. Zostali sami pośrodku niczego, ale czy to było aż takie złe?
Po długich latach w końcu udało mu się ochronić siostrę przed Marco. Teraz zamierzał zrobić wszystko, by siostra w końcu poczuła to, czego oboje tak bardzo pragnęli – i to tak bardzo, że doszukiwała się tego nawet w ogniu.
Bezpieczeństwo.
Z takim spóźnionym wszystkiego najlepszego dla Black354, bo mogę. :3 Nie wiem ile będzie miała ta seria, ale chodziła za mną od dawna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz