Otwieram oczy. Przez chwilę
leżę nieruchomo, próbując zrozumieć, gdzie jestem. Bezmyślnie wpatruję się w przestrzeń,
zauroczona pociemniałym, niemalże atramentowym niebem. Spoglądam w ciemność,
dopiero po chwili zwracając uwagę na lśniące łagodnie, srebrzyste gwiazdy.
Nie jestem
pewna, czy już wcześniej znajdowały się w zasięgu mojego wzroku. Wiem
jedynie, że wydają się znajome, choć nie od razu pojmuję dlaczego.
Równie
dezorientujący jest dla mnie moment, w którym przypominam sobie, kiedy i dlaczego
zasnęłam. Wciąż mrugając nieprzytomnie, w pośpiechu podrywam się do
pozycji siedzącej. Wspieram się na rękach, po czym wzdycham, czując pod palcami
miękką trawę. Już wiem, gdzie jestem, choć nie przypominam sobie, kiedy
ostatnim razem widziałam tę łąkę nocą. Wygląda inaczej niż w środku dnia,
zalana słonecznym blaskiem. Wydaje się uśpiona, a przynajmniej takie
odnoszę wrażenie, gdy w milczeniu spoglądam na uśpione, skryte w mroku
kwiaty. Jeden z nich rośnie na tyle blisko, że gdybym chciała, mogłabym go
zerwać, ale nie robię tego. W zamian po prostu obserwuję.
– Gabrielu?
– rzucam w pustkę.
To nie
pierwszy raz, kiedy mi to robi. Nie mam problemu ze zorientowaniem się, że
kolejny raz manipuluje moimi snami, kreując je według swojego uznania. Mam ochotę
z nim zawalczyć i również zmienić to i owo w otaczającej
nas rzeczywistości, ale powstrzymuję się. Daję mu wolną rękę, zaciekawiona
kierunkiem, w którym to wszystko zmierza. To pierwszy raz, gdy pozwala
sobie na taką ingerencję po tym jak pojawiła się Joce, a on nareszcie mnie
pamięta.
Pierwszy,
odkąd wszystko jest na swoim miejscu.
Wzdrygam
się, nagle zaniepokojona. Nie chcę wracać pamięcią do tego, co się wydarzyło –
zwłaszcza złych rzeczy, które wciąż kładą się cieniem na nas wszystkich.
Machinalnie obejmuję się ramionami, próbując w ten sposób powstrzymać
utratę ciepła, choć to nie chłód jest moim problemem. Zresztą w snach tak
naprawdę nie da się odczuwać zimna; nie fizycznie, zaś chłód, który mi
towarzyszy, ma swoje źródło gdzieś w moim wnętrzu.
Na sobie
jak zawsze mam białą, wyszywana złotą nitką suknię matki Gabriela. To jedynie
utwierdza mnie w przekonaniu, że śpię. Możliwe, że nie powinnam na to
pozwolić przez wzgląd na Jocelyne. W ostatnim czasie żadne z nas nie
jest w stanie porządnie się wyspać, więc podświadomie czuwam, wyczekując
jej płaczu. Sęk w tym, że przez ingerencję męża wątpię, bym usłyszała
dziecięcy płacz, a tym bardziej się obudziła.
– Nie
przejmuj się. Twoja mama jest z Joce.
Wzdrygam
się i natychmiast podrywam na równe nogi. Błyskawicznie okręcam się na
pięcie, w pierwszym odruchu mając ochotę rzucić się z pięściami na
stojącego tuż za mną mężczyznę. Serce trzepoce mi się w piersi, grożąc
wyrwaniem się na zewnątrz. Gniewnie mrużę oczy, kiedy spoglądam na Gabriela
niemalże z wyrzutem, to jednak nie robi na nim najmniejszego wrażenia.
Przeciwnie – doprowadzam do tego, że na jego ustach pojawia się łagodny, nieco
tylko złośliwy uśmiech.
Zwieszam
ramiona. Dłonie zaciskam w pięści, ale nawet gdybym chciała, nie byłabym w stanie
go uwierzyć. Nie żeby sobie nie zasłużył, ale atakowanie Gabriela nadal jest
dla mnie nienaturalne. Kto wie, może bardziej niż do tej pory, zwłaszcza że w pamięci
mam ten jeden, jedyny moment, w którym spojrzałam na niego jak na potwora.
Raz, podczas którego nie był sobą, po prostu beznamiętnie spoglądając na mnie,
gdy wisiałam na krawędzi balkonu, błagając go, żeby pomyślał o dziecku.
Teraz to
wydaje się odległe i nierzeczywiste, jak wspomnienie koszmaru, które
zaczyna blaknąc zaraz po przebudzeniu. Pamiętam, ale nie wierzę, nie będąc w stanie
spojrzeć na Gabriela inaczej niż połówkę mnie samej – kawałek duszy, którego
potrzebuję, by normalnie funkcjonować. W zamian oddałam mu swoją, tak jak i wszystko
to, co miałam.
Oboje
milczymy i powoli zaczynam mieć tego dość. Czuję na sobie przenikliwe
spojrzenie lśniących, przypominających dwie czarne dziury oczu, a do głowy
momentalnie przychodzi mi myśl, że Gabriel doskonale wie, co sobie myślę.
Wierzę, że nie robi tego specjalnie – nie tak jak tata, który nie jest w stanie
od tak odciąć się od rozbrzmiewających w jego głowie głosów. W przypadku
obserwującego mnie telepaty sprawy mają się zupełnie inaczej, a jedynym
problemem jestem ja sama. A także więź, która łączy mnie z Gabrielem,
a którą w tamtej chwili niemalże jestem w stanie dostrzec – coś
jak złocista nitka, prowadząca mnie wprost w ramiona mojego przeznaczenia.
Mętlik w głowie
daje mi się we znaki. Nie mam wątpliwości, że mój mąż jest w stanie to
wyczuć, chcąc nie chcąc dostrzegając więcej, aniżeli mógłby sobie tego życzyć.
Próbuję nad sobą zapanować, ale to nie jest proste. Coś w miejscu, w którym
się znajdujemy, wytrąca mnie z równowagi. Z drugiej strony, może
prawdziwe problematyczna jest napierająca ze wszystkich stron cisza, której nie
jestem w stanie ignorować. Próbuję, ale nie potrafię, tak jak i nie
jestem w stanie udawać, że nie martwię się o Gabriela.
To nie tak,
że nie wierzę, że teraz, gdy wszyscy odzyskaliśmy wspomnienia, wszystko się
ułoży. Wręcz przeciwnie, bo tak naprawdę przede wszystkim przejmuję się
świadomością, że Gabriel nie podziela moich przekonań.
Ze świtem
wypuszczam powietrze. Zrozumienie pojawia się nagle i już po prostu wiem,
dlaczego ściągnął mnie do tego miejsca. Łąka jest spokojna, tak jak i otaczająca
nas ciemność. Cisza również wydaje mi się właściwa, choć z jakiegoś powodu
boli bardziej niż najgłośniejszy krzyk. Krzyżuję ramiona, choć i wtedy
czuję się rozbita. To wszystko jest trudne, a ja zaczynam się bać – i nie
ma znaczenia, że próbuję tego nie okazywać. Choć z mojej perspektywy sprawy
mają się bardzo prosto, nie jestem zaskoczona, że Gabriel sprowadził nas a tutaj,
by ostatecznie wszystko uporządkować.
Otwieram
usta, ale ostatecznie nie wypowiadam nawet słowa. W zamian nieznacznie
kiwam głową, dając mu wolna rękę. Skoro tego chce, proszę bardzo. Tak naprawdę
nie mieliśmy okazji porozmawiać aż od porodu, oboje zbytnio zaaferowani
pojawieniem się dziecka, pobytem w szpitalu, całym tym zamieszaniem wokół
Marco i uroczystości, które miały odbyć się w Niebiańskiej
Rezydencji. Dociera do mnie, że tak naprawdę byłam bardzo naiwna, wierząc, że
po odzyskaniu wspomnień, wszystko ot tak wróci do normy, a Gabriel daruje
sobie obwinianie o rzeczy, na które żadne z nas nie miało wpływu. Z drugiej
strony, być może znów chce rozmawiać o ojcu, ale to niczego nie zmienia.
Czekam,
choć wątpliwości coraz bardziej dają mi się we znaki. „No, powiedz coś!” –
ciśnie mi się na usta, ale zmuszam się do milczenia. Wmawiam sobie, że
cierpliwość to najlepsze, na co mogę zdecydować się w obecnej sytuacji, jednak
to nie jest takie proste. Nie, skoro napięcie doprowadza mnie do szału.
Milczenie Gabriela również, ale…
– Tak
bardzo cię przepraszam.
Unoszę brwi
w odpowiedzi na te słowa. Na litość matki wampirów, co to niby ma znaczyć?
Spodziewam się już dosłownie wszystkiego, w tym również kompletnej głupoty
z jego strony. Wiem, że się obwinia – i to zwłaszcza teraz, gdy
wspomnienia wróciły. Już wcześniej wszystko było nie takie jak trzeba, zwłaszcza
z perspektywy Gabriela. Wszystko to, co zrobił na jej życzenie…
Tyle że nie
miał na to wpływu. Cokolwiek by się nie wydarzyło, nie zrobił tego świadomie.
Nie na sam
koniec.
– Nie wierzę,
że wciąż tak uważasz. – Spogląda na mnie w dziwny, bliżej nieokreślony
sposób. Jego czarne oczy wydają się ciemniejsze niż zazwyczaj, choć nie
sądziłam, że to możliwe. – Że szukasz usprawiedliwienia, kiedy ja…
– Nie szukam
usprawiedliwienia – obruszam się. – Jesteś kompletnym idiotą, Gabrielu
Licavoli. To chciałeś ode mnie usłyszeć? – Potrząsam głową. – Ale wydawało mi
się, że to jedno mamy wyjaśnione. Wybaczyłam ci wszystko.
– Nessie…
– Chodź
tutaj – przerywam, nawet się nie wahając.
Samą siebie
zaskakuję pobrzmiewającą w głosie pewnością siebie. Rzucam mu naglące
spojrzenie, w tamtej chwili po prostu nie wyobrażając sobie, że miałby mi
odmówić. Mało kiedy czuję się aż tak zdeterminowana jak w tym momencie,
ale to wydaje mi się właściwe. W pamięci wciąż mam tego wytrąconego z równowagi,
zszokowanego Gabriela, kajającego się przede mną po tym jak pod wpływem głosu Syreny
omal mnie nie zabił. Równie dobrze pamiętam jak kłóciliśmy się, gdy emocje
wywołane zatartymi wspomnieniami w końcu dały o sobie znać. Byłabym
naiwna, gdybym sądziła, że pojawienie się Joce rozwiązywało wszystko, ale z drugiej
strony… Czy to byłoby takie złe? Może po prostu oboje musimy tego chcieć.
Tak czy
siak, nie zamierzam spokojnie stać i czekać aż po raz kolejny emocje wymkną
się spod kontroli. Nie te, które wyczuwam w Gabrielu. Myśl o tym, że znów
miałby trzymać mnie na dystans, mnie przeraża i to do tego stopnia, że nie
jestem w stanie jej znieść.
– To jedno
akurat ustaliliśmy – stwierdza cicho Gabriel. Uświadamiam sobie, że wciąż siedzi
mi w głowie. – Jestem zbyt samolubny, by cię zostawić. I to nawet
wtedy, gdy powinienem.
– Jeszcze
jedno słowo o tym, co powinieneś – cedzę przez zaciśnięte zęby – a przysięgam,
że sprawdzę jak bardzo mogę skrzywdzić cię we śnie. Nie wiem jak, ale znajdę sposób,
by złamać ci nos.
Jego
zaskoczony śmiech na moment wytrąca mnie z równowagi. Sam Gabriel na
takiego wygląda – przede wszystkim na zaskoczonego, wyraźnie niedowierzając
słowom, które padły z moich ust. Spogląda na mnie dziwnie, choć nie tak,
jakbyśmy widzieli się po raz pierwszy. Choć przez moment jego oczy lśnią i to
wystarczy, bym przynajmniej trochę się rozluźniła.
– O tym
też tak łatwo zapominam. Moja żona jest o wiele niebezpieczniejsza, niż
mogłoby się wydawać. – Uśmiecha się pod nosem. Jest coś w tym wymuszonego,
ale nie dbam o to. Nie, skoro w końcu posłusznie pokonuje dzielącą nas
odległość. – Mi amore…
– Obejmij
mnie.
Tylko tego
chcę. Zniecierpliwionym ruchem wyciągam rękę, oczekując wyłącznie współpracy z jego
strony. Tym razem nie mam jak usprawiedliwić się hormonami ciążowymi, najzwyczajniej
w świecie sfrustrowana milczeniem, które na powrót zapada między nami. Poniekąd
mam ochotę go uderzyć – tak dla zasady, dokładnie jak wtedy na balkonie, gdy
śmiał mnie odepchnąć. Jeśli i teraz zignoruje to, że go potrzebuję…
Nie wiem
czy to moje wspomnienia, czy coś innego, ale Gabriel w końcu podejmuje
decyzje. Żadne z nas nie jest prawdziwe – nie do końca – ale wyraźnie
czuję jego dotyk, gdy ujmuje moją dłoń. Rozluźniam się, czując jak uchodzi ze
mnie całe napięcie. Wpadam mu w ramiona, nie pozostawiając innego wyboru,
jak tylko przygarnąć mnie do siebie. Przez moment liczy się wyłącznie znajome
objęcia i zapach, który czuję za każdym razem, gdy nabieram powietrza.
Wzdrygam się,
kiedy ciepłe dłonie przesuwają się wzdłuż kręgosłupa. Ostatecznie zatrzymuje je
na moich lędźwiach, po chwili przesuwając na płaski już brzuch.
– Tęskniłem
za tobą – przyznaje, a ja spoglądam na niego skonsternowana. – Przy
malutkiej trudno mi skupić się tylko na tobie. Nie żeby było w tym coś
złego…
– Zawsze
możemy częściej podrzucać ją mojej mamie. Albo Layli – zauważam przytomnie. –
Obie rwą się do tego, by nosić ją na rękach… Zresztą czy to ważne? Teraz mnie
masz.
– Możliwe –
przyznaje wymijającym tonem. – Ale czy nie sama do tej pory uważasz, że ten
świat nie jest prawdziwy? To nie to samo.
Wzdycham, dla
odmiany sama czując wyrzuty sumienia. Gabriel nie daje mi odczuć rozczarowania,
ale przecież dobrze wiem, co sobie myśli. W którymś momencie zdążyłam
zapomnieć, jak prawdziwy potrafi być świat snów. Kiedyś dla nas oboje znaczył
wszystko, ale z biegiem czasu…
A może
przywykłam do tego, by mieć go naprawdę. Tyle że przecież mam.
–
Przypomnij mi – proponuję. Zadzieram głowę na tyle, by swobodnie patrzeć mu w twarz.
– Choćby to, co znaczyła kiedyś ta łąka. Pamiętam, o co prosiłeś, gdy
dopiero zacząłeś mnie tu sprowadzać, ale… chcę to usłyszeć.
Wyraźnie
widzę zaskoczenie w jego spojrzeniu, choć naturalnie próbuje je ukryć.
Gabriel ma to do siebie, że zawsze próbuje panować nad emocjami, nawet wtedy,
gdy jest ze mną – a może zwłaszcza w takich chwilach. Sęk w tym,
że to już od dawna nie działa, a przynajmniej nie w takim stopniu,
jak mógłby tego oczekiwać. W którymś momencie zmieniliśmy się oboje, w tym
ja, choć nie mam pewności, kiedy i jak do tego doszło. Tak czy siak, nie
jestem już tą wystraszoną dziewczynką, którą poznał na samym początku i którą
przerastało wszystko, co wiązało się z telepatią.
– Nie
jesteś – potwierdza bez chwili zastanowienia.
– To nie
jest to, co chciałam od ciebie usłyszeć – zarzucam mu. Wciąż kurczowo tulę się
do niego, pozwalając, by kreślił mi na plecach jakieś fantazyjne wzory.
– Hm… A co
jeśli nie do końca pamiętam, o czym teraz mówisz?
Drażni się
ze mną, ale serce i tak jak na zawołanie mi przyśpiesza. Zaciskam dłonie,
przez moment bliska tego, żeby jednak spełnić wcześniejsze groźby. Jakoś nie
mam wątpliwości, że Isabeau byłaby bardzo zadowolona, gdybym doprowadziła jej
brata do porządku w bardziej zdecydowany, nie do końca delikatny sposób.
Gabriel nie
daje mi po temu okazji. Zanim mam okazję się zastanowić, zdecydowanym ruchem przysuwa
mnie bliżej, przy okazji nachylając się na tyle, by nasze twarze znalazły się
na jednym poziomie. Nie jestem pewna, które z nas inicjuje pocałunek – ja
czy on. To i tak nie ma znaczenia, bo liczy się, że nagle jego usta łączą
się z moimi. Spodziewam się delikatności, ale kiedy przychodzi co do
czego, również to nie wchodzi w grę. Moje ciało reaguje samoistnie, a ja
momentalnie chcę znaleźć się jeszcze bliżej – o wiele, niż jest to
fizycznie możliwe.
Teraz całą
sobą czuję nie tylko ciało, ale również jego umysł. Wypełnia mnie całą, więc
nie pozostaję mu dłużna. To tak, jakby wszelakie mury nagle runęły, nie
pozostawiając po sobie nawet śladu. Jego myśli swobodnie przepływają przez mój
umysł, a ja z ulgą przyjmuję fakt, że mimo wciąż pobrzmiewającego gdzieś
niedowierzania i poczucia winy, uwaga Gabriela skupia się przede wszystkim
na mnie. Poddał się, ten jeden raz, choć oboje wiemy, że jest zbyt dumny, by ot
tak wycofać się z jakiejkolwiek walki.
Chyba że
chodzi o mnie. Wbrew wszystkiemu nie potrafimy ze sobą walczyć.
Czuję
pieczenie pod powiekami, ale właściwie nie zwracam na to uwagi. Z trudem
łapię oddech, wykorzystując chwile między kolejnymi pocałunkami. W tamtej
chwili czuję się w pełni żywa, już nie mając wątpliwości, że świat snów
jest równie prawdziwy, co i ten, który widujemy na co dzień. Tak
przynajmniej jest, gdy próbuje ingerować w niego Gabriel. W tym
jednym momencie aż za dobrze rozumiem, dlaczego on i Ali są tak zafascynowani
swoimi darami. To coś więcej niż iluzja, choć tak łatwo o tym zapomnieć.
– Zatańcz
dla mnie – słyszę tuż przy uchu. Wzdrygam się, kiedy ciepły oddech muska mój
policzek. – O to ci chodziło, prawda? Poprosiłem cię wtedy, żebyś
tańczyła.
– Nie
przypominam sobie, byś wtedy przyznał, że to ma być coś dla ciebie.
Prycha w odpowiedzi
na moje słowa. Nieznacznie luzuje uścisk, dzięki czemu jestem w stanie odsunąć
się na tyle, by na niego spojrzeć. Wciąż z trudem łapię oddech, podczas
gdy serce tłucze mi się w piersi tak szybko i mocno, jakby w każdej
chwili mogło się z niej wyrwać. Kręci mi się w głowie, ale to coś
innego niż słabość, która towarzyszyła mi podczas ciąży.
– Wtedy to
byłoby niestosowne – stwierdza przesadnie uprzejmym tonem Gabriel. Jego oczy
lśnią w niezdrowy sposób, aż nazbyt wyraźnie zdradzając pożądanie. Nie
żeby próbował to przede mną ukryć. – Ale żonę mogę o to poprosić, prawda? –
dodaje, a na jego ustach pojawia się zaskakująco łagodny, niepewny
uśmiech. – Zatańcz dla mnie, aniele.
Jak mam
odmówić? Może powinnam być zmieszana, ale nic podobnego nie ma miejsca. Sen czy
rzeczywistość, kiedy w grę wchodzi Gabriel, nie obawiam się niczego. Trudno,
by po wszystkim, co się wydarzyło, którekolwiek z nas odczuwało choćby
cień oporu czy wstydu przed drugim.
Odsuwam się,
wciąż z uwagą przypatrując Gabrielowi. Nie od razu decyduję się spełnić
jego prośbę. Moje spojrzenie wędruje ku niebu – aksamitnie czarnemu, jeśli nie
liczyć gwiazd, ale…
Och, coś
się nie zgadza.
– Aniele?
Potrząsam
głową. Jak na zawołanie przypominam sobie wiersz Claire – jedną z przepowiedni,
która miała dla mnie aż tak wielkie znaczenie. I spełniła się, dokładnie
jak każda inna, choć z perspektywy czasu widziałam, że przyniosła
wyłącznie to, co najlepsze dla nas.
Tańcząca
w blasku księżyca
Zmierza
ku światłu
A
wraz z nią zapanuje chaos
– Nie widzę
księżyca – oznajmiam z rozbrajającą wręcz szczerością.
Gabriel po
prostu się we mnie wpatruje, wyraźnie zaskoczony moimi słowami. Nie tego się
spodziewał, to zresztą nie wydaje mi się dziwne. Przez dłuższą chwilę oboje
milczymy, wpatrzeni w siebie nawzajem, każde pogrążone we własnych
myślach. Czekam, tak jak i on, choć podejrzewam, że każde z nas
wypatruje czegoś innego. Zabawne, ale nie jestem pewna, czym to jest w moim
przypadku.
– Co w tym
złego? – pyta w końcu Gabriel. Bez pośpiechu przesuwa się bliżej mnie. –
Mało ci chaosu w ostatnim czasie?
– Kto wie? –
Przekrzywiam głowę. – Zaczyna mi się to podobać. Ciągłe ratowanie ciebie i twojej
duszy też. – Milknę na dłuższą chwilę, po czym dodaję to, co od dłuższego czasu
nie daje mi spokoju, w duchu modląc o to, by w końcu zrozumiał: –
Nie ma rzeczy, której bym ci nie wybaczyła. Kiedy to do ciebie dotrze?
Przez jego
twarz przemyka cień. Waham się, przez moment gotowa przysiąc, że jednak
powiedziałam o słowo za dużo. Zamieram, niemalże spodziewając się tego, że
wróciliśmy do punktu wyjścia – że ten cudowny nastrój zaraz zniknie, a Gabriel
znów zacznie zadręczać się czymś, czego nie chcę i nie potrafię zrozumieć.
A potem z jego
ust padają ostatnie słowa, które spodziewam się usłyszeć.
– Moja
dusza stoi przede mną.
Obraz na
moment rozmazuje mi się przed oczami, choć nie od razu pojmuję dlaczego.
Orientuję się dopiero w chwili, w której pierwsze łzy docierają aż do
brody. Natychmiast ocieram twarz – raz, a później kolejny – ale to już nie
ma sensu. Płaczę, na dodatek stojąc tuż przed nim, a ukrycie tego po
prostu nie wchodzi w grę.
Z tego
wszystkiego nie orientuję się, w którym momencie Gabriel materializuje się
tuż przede mną. Znów mnie całuje, tym razem o wiele delikatniej i czulej,
nie tyle skupiając na moich ustach, ale całej twarzy. Ociera mi policzki, bynajmniej
nieprzejęty tym, że w którymś momencie wtulam się w niego, mocząc
całą koszulę łzami.
– Na moje wcale
nie potrzebujemy księżyca – rzuca Gabriel, jak gdyby nigdy nic zmieniając temat.
Spoglądam na niego w roztargnieniu, przez moment zdezorientowana. To
wszystko wydaje się aż tak nierealne… – W ciemnościach też można tańczyć.
Nie jestem w stanie
odpowiedzieć, ale on tego nie oczekuje. Machinalnie poddaję mu się, kiedy
odsuwa mnie od siebie na tyle, by móc ułożyć dłonie na moich biodrach. Z wolna
obejmuję go za szyję, mimowolnie zastanawiając nad tym, co my właściwie
wyprawiamy – na środku tej łąki, w mroku i bez jakiejkolwiek muzyki.
Tyle że to
nie ma znaczenia. Pojmuję to z pierwszym piruetem, kiedy ostatecznie dochodzę
do wniosku, że w zupełności wystarczy mi spojrzenie i obecność Gabriela.
To, w jaki sposób dosłownie taksuje mnie wzrokiem…
Tak, to
wystarczy.
Bo w ciemności
też można tańczyć.
Dobry wieczór. <3
OdpowiedzUsuńWieki mnie na LITT nie było, a i jeszcze minie zanim się pojawię. Ten kawałek miałam przeczytać już dawno, ale dopiero dziś mnie porządnie natchnęło, abym to zrobiła. No i jestem. ^^
Dancing in the dark with you between my arms, powiedz - to był ten kawałek, który Cię zainspirował do tego... hm, rozdziału? Jakkolwiek to nazwiemy, bo stwierdzenie, że to one shot niekoniecznie mi odpowiada i jakoś nie pasuje. ;) Mimo to, piosenka naprawdę idealnie pasuje do tego. Powiem nawet, że ona została stworzona po to, abyś napisała ten kawałek z Renesmee i Gabrielem.
Przeczytanie tego, tylko mi pokazało jak bardzo się stęskniłam za tym opowiadaniem i jak bardzo będę się cieszyć, gdy w końcu nadrobię rozdziały. Jak na razie cieszy mnie ten kawałek, przy którym dosłownie się rozpływam. Dodatkowo fakt, że to jest z przeszłości, kiedy wszystko się posypało i było zupełnie nie tak. Gabriel… och, Gabriel to po prostu Gabriel i ten facet po prostu oczaruje każdego. Nie chodzi tylko o fakt, że ma cudny wizerunek, ale o charakter, który tu jest najbardziej porywający. Tęskniłam, mocno.
Podczas czytania uśmiechałam się szeroko, a nawet na głos powiedziałam „Awwww”, bo ten rozdział to słodycz sama w sobie. Po prostu. A wiem, że u Ciebie takie słodzenie nie jest raczej częste. Akcja goni akcję, a taka miła odmiana zawsze na plusie. Aczkolwiek, przecież mogę się zawsze mylić. Sama jednak zapamiętałam, że gdy chodzi o romanse to nie są one zawsze na pierwszym planie, ale i nie o romanse się tu rozchodzi. Oj, chyba zaczynam bredzić.
Zachwycona jestem, jak zawsze mnie zachwyciłaś i teraz w dodatku będę słuchać Eda, a miałam siebie i jego oszczędzać, bo przecież nowej płyty nie ma i co jak mi się znudzą do sierpnia piosenki? :D
No nic, jeszcze raz powiem, że naprawdę jestem zachwycona i zdecydowanie tutaj wracam, bo bardzo tęskniłam za Twoim pisaniem i chyba to tyle.
Ściskam,
Gabi♥